- Nie do końca...
- To niech mi pan to wytłumaczy.- warknąłem przez łzy. Mężczyzna obserwował mnie dłuższą chwilę, aż w końcu nabrał powietrza i uniósł ręce w geście obronnym.
- Rosmery nie bardzo by chciała, żebym o tym mówił, ale jednak sądzę, że tobie to pomoże. I proszę - nie mów Haroldowi, że znasz tą historię.- powiedział smutno. Przytaknąłem ze zmarszczonymi brwiami, zauważając, że ten zgred ma tendencje do używania pełnych, staroświeckich imion wobec niektórych osób. Było to dość dziwne, jednak nie wtrącałem się w jego sposób myślenia (nawet jeśli pełne imię Harry'go to nie Harold).- Teddy ma ponad 3 latka. Urodziny ma w maju i choruje na zespół downa.- zaczął, a ja otworzyłem szeroko usta. Tego się nie spodziewałem.- Rosmery ma lat 18, wróciła do szkoły średniej i chce ją ukończyć z wyróżnieniem. Harry jest dla nich jak brat lub dobry wujek, dla mnie jak wnuczek. Ogólnie było tak, że Rose 4 lata temu pod koniec sierpnia, wybrała się na ognisko z okazji zakończenia wakacji. Nie zagłębiając się w szczegóły, powiem, że ktoś dosypał jej czegoś do napoju. Wróciła na drugi dzień cała we krwi, roztrzęsiona, w poszarpanych ubraniach. Zamknęła się w sobie i dużo czasu spędzała w internecie. Wtedy jeszcze mieszkała ze swoimi rodzicami w Nowym Yorku, więc praktycznie nie wychodziła z domu, żeby nikt jej nie rozpoznał. Tam poznała Harry'ego, 16-letniego chłopaka, który ukrywał swoją orientację i starał się zaimponować kolegom. Jemu jako jedynemu zaufała, opowiedziała wszystko jak to się stało i dopiero on namówił ją, żeby poszła do lekarza. W październiku dowiedziała się, że jest w ciąży. Przeszła kolejne załamanie, ciągle płakała, przestała chodzić do szkoły i jedyne co robiła to pisała z Harrym. Byli najlepszymi przyjaciółmi, nigdy nie łączyła ich jakaś miłość, w każde święta, urodziny nawet w walentynki przysyłali sobie prezenty. Na urodziny Teddy, Hazz kupił dla Rose pluszowego misia, który jest teraz ulubioną zabawką mojej prawnusi, co jest najśmieszniejsze, Rose w tym samym czasie wysłała mu takiego samego pluszaka. I stąd się wzięło imię dla Teddy.
- Tak, tak. To wzruszająca historia, Harry nie jest ojcem tego dziecka, ale co ma to wspólnego ze mną?- zapytałem zniecierpliwiony,ocierając zaschnięte łzy z policzków.
- W grudniu 2011 roku mój syn wraz z żoną mieli wypadek. Niestety zmarli na miejscu. Dziewczynki bardzo go przeżyły. Nawet, gdy przeprowadziły się tutaj, Rose wszędzie widziała swoich rodziców. Martha, moja synowa, była jedynym oparciem dla tak zagubionej dziewczynki, jaką była Rosmery. Znowu zamknęła się w sobie i pisała tylko z Harrym. Po kilku miesiącach przyjechał tutaj dla niej, żeby nam pomóc. Jego zamieszkanie sprawiło, że Rosie zaczęła się uśmiechać, starała się pogodniejsza, bardziej optymistyczna. Jemu to też pomogło, powoli zapominał o tobie, jednak w nocy się budził ze łzami w oczach i chciał cię zobaczyć po raz ostatni.
- No i spotkał.- szepnąłem i przyciągnąłem kolana do swojej klatki piersiowej i ukryłem głowę za nimi.
- Dokładnie. I dalszą część historii znasz, jak się w sobie wzajemnie zakochaliście i teraz obaj umieracie z tęsknoty.- westchnął, a ja bardziej wtuliłem się w moje nogi. W tamtym momencie, jedyne czego chciałem to porozmawiać z moim Loczkiem. Nagle usłyszałem stukot butów i tupot małych stópek. Do pokoju wpadła mała dziewczynka z szerokim uśmiechem, okrąglutką twarzą, w okularach i dwóch kucyczkach przewiązanych wstążeczką. Podbiegła do starszego mężczyzna i mocno go przytuliła.
- DZIADZIA!- pisnęła i wdrapała mu się na kolana. Odwróciła się do niego plecami, przywierając do jego klatki piersiowej i uważnie mnie obserwując.- To to?*- spytała przymrużając oczy.
- To jest Louis.
- Arry kocha go, prada?**
- Tak skarbie, to ten, którego Harry kocha.- dziewczynka zeszła z kolan mężczyzny i wróciła na korytarz. Usłyszałem rzucanie przedmiotami i damski krzyk, wołający imię dziewczynki, jednak ta nie zwróciła na nic uwagi i wróciła do mnie z bukietem maków w rączce. Stanęła przede mną i wystawiła bukiet przed siebie. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, więc otarłem resztki łez i wziąłem czerwone kwiaty od niej, po czym pocałowałem jej malutką dłoń. Zachichotała i zarzuciła mi ręce na szyję. Podniosłem ją i usadziłem na swoich kolanach. Nigdy w życiu nie czułem ... nie mogłem nawet określić tego uczucia, bo było to coś więcej niż szczęście, radość i inne podobne emocje. Spełnienie, poczucie delikatności i chęć zapewnienia komuś bezpieczeństwa. To chyba było odpowiednie. Mała dziewczynka bawiła się moją koszulką i naśladowała dźwięki samolotu, gdy do pokoju weszła drobna szatynka, o piwnych oczach i wymalowanym szoku na twarzy. Do ucha przystawiała telefon, a gdy mnie spostrzegła urwała w połowie zdania. Usta miała otwarte, a oczy przymrużone.
- Harry, oddzwonię później.- powiedziała i położyła telefon na małym stoliczku. Podeszła do mnie bliżej i niepewnie wystawiła rękę w moją stronę.- Jestem Rose Dowson... a ty to... - przerwała i zacisnęła usta w wąską linie.
- Louis.- odpowiedziałem i złapałem jej dłoń, również delikatnie całując. Dziewczyna zarumieniła się, a Teddy ponownie zachichotała.- Jak się czuje Harry?- spytałem łamiącym się głosem.
- Oh...- zdziwiła się, po czym odsunęła o krok ode mnie.- D-dobrze. Tak sądzę.- szepnęła i spojrzała na swojego dziadka.
- Gdzie on jest?- zapytałem z nadzieją w głosie. Długo mi nie odpowiadali, a ja zająłem się udawaniem konika i poruszaniem moimi kolanami, żeby zająć 3-letnią dziewczynkę. Teddy śmiała się wniebogłosy i powtarzała ciągle "escie, escie"***.
- W Londynie. Hotel Park Plaza Westminister Bridge. Resztę powiedzą ci na recepcji.- usłyszałem głos Rose i przerwałem moje czynności. Teddy palnęła mnie delikatnie w policzek, żebym znowu zwrócił na nią uwagę. Natychmiast się uśmiechnąłem i podniosłem wraz z nią. Złapałem ją mocno i zacząłem się obracać wokół własnej osi, niezbyt szybo oczywiście i udawałem samolot. Dziewczynka zaczęła radośnie piszczeć. Po chwili posadziłem ja na sofie i kucnąłem przed nią z radością wymalowaną na twarzy.
- Teraz muszę lecieć, żeby spotkać się z Harrym, dobrze?- pokiwała głową na znak zrozumienia.- Jak zobaczymy się następnym razem to obiecuję, że się z tobą pobawię. Słowo harcerza.- położyłem prawą dłoń na sercu, a dziewczynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe. Delikatnie trąciłem jej nosek, a ona dostawiła swoje malutkie usteczka do mojego policzka. Podniosłem się i odwróciłem się do rolnika.- Dziękuję za rozmowę.- Powiedziałem i nim się obejrzałem, biegłem na oślep w kierunku budowy, żeby znaleźć w moim samochodzie. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do jednego z pracowników lotniska.
- Potrzebuję mojego samolotu na dziś wieczorem. Kierunek Londyn. Zarezerwuj miejsce gdzieś w Hotel Park Plaza.- powiedziałem i nie mogłem powstrzymać łomotania mojego serca.
To musi być dobry znak.
***
notka od autorki: znowu krótki rozdział, oł gasz ._. ale powinnam dodać jeszcze 28 i 29 niedługo, 30 albo w niedzielę albo w poniedziałek, a epilog rano w sylwestra. Mam nadzieję, że w święta uda wam się nadrobić. Mam nadzieję, że na tt pamiętacie o #rulesmemories możecie też polecić to ff znajomym LS, np. poprzez hasztag #wspomnieniaz2014 C:
Wasza Lucy xx
*chodzi o "kto to", ale ona sepleni C:
**"Harry go kocha, prawda?"
***"jeszcze"
Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, gdy "Zgred" opowiedział historię Teddy i Rose... Harry nie ma dziecka, jest "tylko" wspaniałym człowiekiem <3
OdpowiedzUsuńNo i Louis... Już go widzę za kilka lat, z Harry'm i dwójką dzieci w ich ramionach :")
Dośc, po popłaczę się ze wzruszenia.
Bardzo bardzo czekam na 28 rozdział, działaj, Lou.
(Dziękuję za powiadamianie, kocham Cię bardzo xx>
@smolipaluch
Bardzooooo dobry rozdział. Genialny wręcz. Zgredzio - dobra robota. Dobrze, że mu o tym powiedział. Słowo 'zgred' kojarzy mi się z Harry'm Potter'em. Haha. Lou bawiący się z dziećmi >>>>. Aww. Kocham. Szkoda, że Harold (hehe, jestem Zgredem) tego nie widział. Na pewno by się uśmiechnął :D. Niech w następnym rozdziale (chciałam napisać odcinku, whatever) się pogodzą. NIE MOGĘ CZEKAĆ! Sorry, poniosło mnie...przepraszam wszystkich, którzy to widzieli. Ta historia z Rose, taka smutna. Współczuję jej (no może nie tego, że poznała Loczka...shhh). Teraz nadchodzi ten element, który często pojawia się w moich komentarzach...Nic dodać, nic ująć. Czekam na następny rozdział ^.^. Życzę weny i pozdrawiam - @AJDirectioners xx
OdpowiedzUsuńSama się popłakałam kurde
OdpowiedzUsuńUwielbiam Teddy, jest taka słodka *-*
Ale biedna Rosie:( miała chociaż Harry'ego przy sobie..:/
A Zgred (chciałam napisać skrzat, what..) ratuje ich związek
:)
Czekam na kolejny i merry (Larry) christmas! xx
/@bizzmefever
Matko! Tak mi teraz szkoda Louisa :'( Sama nie wiem kto zachował sie gorzej. Czekam na next
OdpowiedzUsuńP.S. Jem śniadanie xdd
@UfoPornotic
o boziu boziu boziu *.*
OdpowiedzUsuńkocham kocham kocham <333
szkoda mi chłopców;(
a Teddy jest taka słodziutka aww ;**
czeka na kolejny ;33
@nxd69
WESOŁYCH ŚWIĄT SKARBIE <3333
Genialny <3 czekam na następny:)
OdpowiedzUsuń@Jumbie189
Biegnij Louisie! Biegnij!
OdpowiedzUsuń@UfoPornotic