niedziela, 3 kwietnia 2016

AGAIN

WITAM KOCHANI!

TRZECIA CZĘŚĆ JUŻ JEST!

OTO LINK:


LINK DO DRUGIEJ W POPRZEDNIM POŚCIE

MIŁEGO CZYTANIA

KOCHAM WAS

LUCY X

czwartek, 1 stycznia 2015

SHELTER

Soooł... jest parę osób, które nie mają tt, ani gg, ogólnie maja jak się ze mną skontaktować, więc link do shelter wstawiam tutaj :

>>klik<<

Do napisania za 2 tygodnie c: 

wtorek, 30 grudnia 2014

Epilog

NIECH KAŻDY KTO TO PRZECZYTA ZOSTAWI JEDEN, CHOĆBY KRÓTKI KOMENTARZ - JESTEM CIEKAWA ILE OSÓB TO CZYTAŁO!

Nie bez powodu ktoś powiedział, 
że zasady są po to, żeby je łamać.
Nie bez powodu, wszyscy robili to,
czego nikt od nich nie oczekiwał,
zamiast tego o co ich prosili.
Każdy z nas zna taką sytuację,
gdzie zamiast zrobić coś według regulaminu,
zrobił to po swojemu.
Nie zawsze trzymanie się zasad,
wychodzi nam na dobre.
Zwłaszcza wtedy, gdy sami je sobie ustalamy.
Świat Louisa stracił sens.
Gdy wyrzekł się miłości do Harry'ego,
już nic nie było takie samo.
Kawa była gorzka,
chleb niedobry,
a serce złamane.
Dowiedział się prawdy,
rozpalił w sobie uczucie,
rozniecił płomień namiętności,
który zgasić potrafił tylko Harry.
Jednak...
Nie umiał z tego skorzystać.
Spadł.
Ale, czy taki musiał być
koniec?
~*~
Serce Harry'ego stanęło.
Zobaczył jak miłość jego życia,
właśnie umarła.
Łzy same napłynęły mu do oczu.
Coś się jednak nie zgadza...
Gdzie krzyki ludzi?
Pisk opon?
Czemu jest tak cicho?
Nikt nie zobaczył spadającego Louisa?!
Harry podszedł wolnym krokiem do krawędzi.
To co zobaczył, było szokiem.
Nie wiedział, czy śmiać się,
czy płakać.
To musiał być cud.
Nikt normalny nie przypuszczałby, że ta historia
zakończy się właśnie tak.
~*~
"Loczku, będzie dobrze"- Vivienne szeptała.
Siedzieli w poczekalni,
nie wiedzieli co ze sobą zrobić.
Jedna sekunda,
Jeden ruch,
Złe zagranie,
Złe posunięcie.
Wszystko wyszłoby inaczej.
Jednak szczęście im sprzyjało.
Louis żył.
Jego serce biło.
To samo serce, które przepełniała miłość do Harry'ego.
To samo, które było lodowate,
a stopiła je miłość do młodego chłopca z burzą loków na głowie.
Jednak, teraz będzie potrzebował pomocy,
poświęcenia,
czasu,
i miłości.
"ZAWSZE będę przy nim" - powiedział Harry.
Dotknął dłonią zimnej szyby, za którą leżał Louis.
"Zawsze?- szepnęła Viv.
"NIGDY go nie opuszczę."- jego głos się załamał.
"Nigdy?- zapytała znów.
"Nigdy."- szepnął i osunął się po szybie.
~*~
Jak potoczy się życie tej dwójki?
Czy od teraz będzie kolorowo?
Louis zapragnie zmiany.
Będzie poszukiwał swojej drogi do szczęścia,
swojego garnca złota na końcu tęczy,
czterolistnej koniczyny,
czy pewnego dwudziestolatka o pięknych, zielonych oczach.
Niektóre osoby mu tego nie ułatwią,
zniszczą to na czym mu zależy.
Czy znajdzie swoje miejsce na świecie?
Czy znajdzie... SCHRONIENIE?
Chcecie znać dalszą część tej historii?
Zapraszamy do zakładu psychiatrycznego:
SUNNY
Z pozoru miła nazwa,
ale wewnątrz jeszcze większe cierpienie.


KONIEC TOMU PIERWSZEGO

***

notka od autorki: cóż, pewnie wszyscy teraz jesteście w szoku. Napisałam ten epilog na początku grudnia i odkąd pojawiła się myśl napisania drugiej części to zastanawiałam się jak zrobić to tak, żeby prolog miał sens (jeśli go nie pamiętacie, zachęcam do odświeżenia pamięci).
Tak, jest JUŻ druga część RULES, która nosi tytuł SHELTER. Pewnie rozmawiając z niektórymi osobami prywatnie, wspominałam, ze po zakończeniu tego będę pisała drugie ff - no cóż, oto jest!
Więc, jeśli chcecie link chciałabym, abyście zgłosili się do mnie prywatnie (w sensie na gg, tt - @RusherMuffin, bądź fb). Nie chce nikomu narzucać czytania drugiej części i chciałabym, żeby tylko osoby zainteresowane dostały link c:
Zwiastun... cóż, też mam już od miesiąca. Również jest już dodany >>klik<<
Na razie znikam, robię sobie przerwę od pisania, pewnie na około 2 tygodnie, bo więcej nie wytrzymam, haha.

DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM I KAŻDEMU Z OSOBNA ZA WSPARCIE JAKIE MI DALIŚCIE, ŻE WYTRWALIŚCIE ZE MNĄ PRZEZ GORSZE I LEPSZE ROZDZIAŁY, SMUTNIEJSZE I TE RADOŚNIEJSZE, ŻE WY BYLIŚCIE PIERWSZYMI OSOBAMI, KTÓRE CZYTAŁY MOJEGO SMUTA, ŻE DOCENIALIŚCIE MOJĄ PRACĘ I KURWA! TO BYŁO MOJE PIERWSZE FF, KTÓRE DOPROWADZIŁAM DO KOŃCA, A WIECIE CZEMU? TO DZIĘKI WAM!
TERAZ DO PODZIĘKOWAŃ KAŻDEMU Z OSOBNA (PRZYNAJMNIEJ TYM OSOBOM BLIŻSZYM MOJEMU SERCU)!
MOJEJ @DREAMSTOBOTTOM, ZA POPRAWIANIE ROZDZIAŁÓW (CO Z TEGO, ŻE POD KONIEC FF, SHH), ZA SŁUCHANIE MOICH BZDUR ORAZ MOTYWUJĄCE KOMENTARZE!
KOCHANEJ @SMOLIPALUCH, ŻE NA KAŻDY TWÓJ KOMENTARZ WYCZEKIWAŁAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ I PEŁNA POZYTYWNYCH EMOCJI!
WSPANIAŁEJ @_BULSHITXX_, ZA TO, ŻE KAŻDY TWÓJ KOMENTARZ BYŁ PRZEŁADOWANY UCZUCIAMI, ZAANGAŻOWANIEM I NIEBYWAŁYM NASTAWIENIEM!
DZIĘKUJĘ "HI!" ZA KAŻDĄ, NAWET NAJDROBNIEJSZĄ POMOC, ZA NASZE ROZMOWY, KTÓRE CZASEM POMAGAŁY MI PISAĆ ORAZ ZA DOCENIENIE.
DZIĘKUJĘ KAŻDEMU KTO ZOSTAWIŁ KOMENTARZ (NA BLOGGERZE LUB NA WATTPADZIE), ZA KAŻDA GWIAZDKĘ, POLECENIE KOMUŚ TEGO LUB PO PROSTU ROZMAWIANIE ZE MNĄ O TYM, BO NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ, ŻE TYLE OSÓB TO BĘDZIE CZYTAĆ :")
DZIĘKUJĘ ZA PONAD 400 KOMENTARZY, WOW! JESTEM POD WRAŻENIEM!
DZIĘKUJĘ ZA NAWET NAJMNIEJSZĄ POMOC PRZY TWORZENIU TEGO BLOGA, ZWIASTUNU, SZABLONU, NAWET POMYSŁÓW.
I DZIĘKUJĘ, ZA TO, ŻE WYTRWALIŚCIE.

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU I DO NAPISANIA ZA PARĘ TYGODNI!

PROSZĘ O KOMENTARZ, OKI? C:

WASZA LUCY XXX

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 30

BARDZO BARDZO BARDZO WAŻNA NOTKA, KURDEEEEE, PLS PLS PLS I PRZECZYTAJCIE TEŻ TE WSPOMNIENIA, BO DODAŁAM JEDNO, KTÓREGO WCZEŚNIEJ NIE OPISAŁAM ^^ 


   Zdenerwowany spojrzałem na młodego chłopaka na zapleczu, który wyciągał gorące chleby z piekarnika. Miał seksowne nogi i uroczo związane włosy w mały kucyk na środku głowy.
     - Przepraszam, że musiał pan czekać, ale nie chciałem ich spalić.- wyszedł ze spuszczoną głową, bo wycierał mąkę z fartuszka. Podniósł głowę, a na jego ustach gościł szeroki uśmiech. Miał piękne dołeczki w policzkach i duże, umięśnione dłonie. Miał brytyjski akcent i głęboki, niski, cholernie podniecający głos.
   Wziąłem długopis, który leżał na ladzie i zapisałem na nim swój numer. Szybko go odłożyłem, a Harry się odwrócił.
     - Coś jeszcze?- znowu się uśmiechnął i spojrzał mi w oczy.
     - Nie to wszystko.- wziąłem reklamówkę i podałem mu banknot.
 Zaczął mu się przyglądać, coraz bardziej się rumieniąc.
     - Nie wiem, czy mogę takie przyjmować...- szepnął. Wyjąłem portfel i dałem mu druga pięćdziesiątkę.
     - Ta pierwsza jest dla ciebie.- puściłem mu oczko i wyszedłem ze sklepu.

    Zakryłem usta dłonią i spojrzałem w dół. Pierwsze spotkanie w piekarni, kiedy ciągle się rumienił i był speszony. Gdy grałem nieczysto.., gdy tylko grałem... Wtedy nic nie podejrzewałem, myślałem, że ja rządzę, jednak oboje byliśmy nieuczciwi. Jednak, nigdy nie zapomnę jak spojrzałem w jego zielone tęczówki... Do tej pory nie mogłem wytłumaczyć, co się wtedy stało, jednak podejrzewam, że było to p r z e z n a c z e n i e.

     - Lou! Nie traktuj jej tak, jakby była twoja marionetką!
 Jak on mógł się mi kurwa przeciwstawić?!
     - Ale..
     - Nie ma żadnych "ale". Wziąłem herbatę i nic wielkiego się nie stało, a ty dramatyzujesz.

    Pamiętam, jakby to było wczoraj... Po raz pierwszy ktoś mi się przeciwstawił... i nie była to osoba z mojej rodziny. To był dla mnie szok i do tej pory nie mogłem zrozumieć, czemu się nie bał, skoro widział jak się zachowuję?

     - Zatańczysz?- spytałem, a on się zarumienił.
     - To wolna piosenka.- zauważył, a ja kiwnąłem głową. Drugą ręką złapałem jego dłoń i zacząłem poruszać w rytm muzyki. Cały czas miał spuszczoną głową, a policzki oblewał czerwień.
     - Nie wstydź się.- przycisnąłem go bliżej siebie i oblizałem usta. Przygryzł wargę i uśmiechnął się do mnie z góry. Zacząłem śpiewać mu cicho śpiewać, nie przerywając tańca.
     - Ładny masz głos.- stwierdził.
     - Ty też.- trąciłem nosem jego policzek.- I nie tylko głos.- szepnąłem i pocierałem ręką po jego plecach. Jego oddech stał się płytki, a serce biło jak oszalałe. Zadowoliła mnie ta reakcja. Spojrzałem mu w oczy i znowu oblizałem usta. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, cały czas poruszając się wokół własnej osi. Piosenka się skończyła, a my gwałtownie się zatrzymaliśmy.
     - Dziękuję za taniec.- szepnąłem i uśmiechnąłem się.

    To było urocze... Kochane... Czułem się, jakbym był na weselu, ale przecież tego mu nie powiedziałem. Pierwszy raz z kimś tańczyłem T A K. Zwykle moje tańce polegały na ocieraniu się o siebie lub tańcu na odległość, nigdy wolne. Jednak, akurat tego razu nie żałuję.

     - Spójrz. "Styles Photography".- przeczytałem szyld i uśmiechnąłem się pod nosem.
     - Ktoś ma tak samo na nazwisko jak ja.
     - Idziemy zajrzeć?- spojrzałem na niego.
     - Louis... jest przed 8, na pewno zamknięte, a nie możemy się włamać...-powiedział cicho z przerażeniem w oczach.
     - Co z tego, skoro możemy otworzyć?- zbliżam się do drzwi, a Loczek łapie mnie za łokieć.
     - Ja nie chcę, Louis... to nielegalne.- szepnął, a ja wywróciłem oczami.
     - Byłoby nielegalne, gdybym tego nie miał klucza oraz umowy, że teraz ja jestem właścicielem.- odpowiedziałem ironicznie i wyrwałem się z jego ucisku. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Odwróciłem się i zobaczyłem zszokowanego chłopaka z rozdziawioną buzią.- Idziesz, czy będziesz tak stał?

    Łzy spływały po moich policzkach, a wizja skoku była coraz bliżej. Przetarłem dłonią twarz i zawyłem z rozpaczy. To był cudowny moment, Hazz był szczęśliwy, podekscytowany, szkoda, że od początku liczył na moje pieniądze. Nazwałbym go materialistą, jednak za bardzo go poznałem, żeby tak o nim mówić. On kochał mnie tak długo, kochał mnie od dawna. Może nasz początek nie był idealny, trochę fałszywy. Ale moglibyśmy stworzyć własną bajkę, prawda?

    Wszędzie pozapalane świece, a na środku tuziny poduszek w różnych kolorach, kształtach i rozmiarach. Spojrzałem zdziwiony na chłopaka. Uśmiechał się szeroko, a ja stałem jak zamurowany.
     - O kurwa. Tego się nie spodziewałem.- mruknąłem.

    Szok. Jedyne słowo, jakie mogłem użyć, żeby opisać, co wtedy przeżyłem. To było dla mnie czymś niespodziewanym. Starał się i chciał, żebym go pokochał, ale w tym samym czasie zrozumiał, że to uczucie, które rozpaliło jego serce jeszcze w Donny nadal w nim trwa. Pozwoliłem się wykorzystywać. Od naszego pierwszego spotkania, ale co poradzę? Byłem po prostu głupcem. Ale nie żałuję, że się w nim zakochałem.

     - To było niesamowite! Grasz świetnie, a jeszcze lepiej śpiewasz! Nigdy bym nie pomyślał, że lubisz muzykę... no oprócz tych płyt, ale to się nie liczy.
     - Za mało mnie znasz.
     - Bo nie dajesz mi się poznać.
     - Może ty chcesz zagrać?- zapytałem rozładowując atmosferę. Spojrzał się na mnie jak na idiotę.
     - Nie umiem.- prychnął. Podałem mu moją gitarę, a on niepewnie ją złapał. Usadziłem się po jego lewej stronie i ustawiłem instrument na jego kolanach.
     - Będziemy grać razem. Chyba jeszcze umiesz ruszać ręką?- zaśmiałem się, a on pokiwał głową. Jego loczki skakały wraz z nią i wyglądało to na prawdę słodko.- Ja zajmę się chwytami, ale możesz obserwować jak to robię. Może kiedyś sam się nauczysz.- wytłumaczyłem mu. Przeanalizował moje słowa i tylko wzruszył ramionami.
     - I tak nie będę grał jak ty.
     - Nikt nie będzie taki jak ja. Tak samo nikt nie będzie taki jak ty. I to jest w tym wszystkim najlepsze.

    Chyba wtedy się trochę przed nim otworzyłem. Już nic nas nie dzieliło, ta bliskość, ta delikatność, ta miłość. Tylko my, gitara, świece i czerń panująca za oknem. Teraz ta odległość, ta przestrzeń pogłębia się, nie możemy już nic zrobić. Zmieniamy się, odkrywamy swoje prawdziwe oblicza, ale nie możemy nauczyć się siebie nawzajem. Ale czy na pewno to, co poznaliśmy, było tym, które nas dzieliło? Było tym co fałszywe? Może własnie przed sobą pokazaliśmy nasze kruche serca?

     - Co ty taki spięty?- zaśmiał się krótko, ale szybko urwał.- Lou, kurwa. Co się dzieje?
     - Nic, po prostu potrzebuję czegoś relaksującego.- mruknąłem. Po chwili poczułem, że moje nogi odrywają się od ziemi, a ja wiszę do góry nogami.- Co ty odwalasz?!- krzyknąłem, a on niósł mnie w nieznanym mi kierunku. Uderzałem go w plecy, ale to nic nie dawało. Aparat zwisał mu swobodnie na ramieniu, a drugim trzymał mnie. Skąd on ma tyle siły?!
    W sumie teraz to nie było takie ważne, bo poczułem, że robię się strasznie mokry. Zanurzyłem się cały i jak najszybciej próbowałem się wynurzyć. W między czasie spadły mi okulary i wątpię w to, że je teraz znajdę.
   Harry zwijał się ze śmiechu i tylko pstrykał zdjęcia w między czasie. Podpłynąłem do brzegu i spojrzałem na niego.
     - Może teraz mi pomożesz wyjść, hm?- założyłem ręce na piersi i czekałem, aż się opanuje. Po chwili znów zawiesił aparat na ramię i podał mi dłoń. Chwyciłem ją mocno i pociągnąłem go za sobą. Pisnął głośno i wpadł do wody. Zacząłem się śmiać, a on po chwili wynurzył się zdziwiony.  Popatrzył się na mnie i nie wiedział co powiedzieć.
     - Głupku! Aparat się zmoczył!
     - Nie bój się, wodoodporny.- westchnąłem i wybuchnąłem głośnym śmiechem. Włosy opadały mu na oczy i chciał się odwrócić ode mnie, ale złapałem go za rękę.
     - Kazałeś mi się rozluźnić.- szepnąłem i spojrzałem mu w oczy. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Podniósł aparat i zrobił mi zdjęcie. Złożyłem usta w dzióbek, tak jak to teraz jest popularne wśród nastolatek. Harry zachichotał i musnął mnie w policzek.

    Zacząłem jeszcze bardziej szlochać. Nie mogłem tak ustać w miejscu i zacząłem przechadzać się po krawędzi budynku. Myśl o samobójstwie była kojąca, jednak nie przykrywała wszystkich wspomnień z Harrym. Nic tego nie zakryje. Potrzebuję jego delikatnych dłoni, głębokiego głosu, ciepła i miłości. Potrzebuję tego, żebym znów poczuł się przy nim jak dziecko, bezpieczny, otoczony opieką.
     - Boże...- szepnąłem patrząc w niebo.- Wiem, że to nie tak jak ty chciałeś, że to nie po Bożemu, ale wiem, że dla Ciebie najważniejsze jest moje szczęście. Proszę, niech on wróci. Niech ze mną zostanie.- zacząłem łkać coraz głośniej.- Nigdy niech nie odchodzi za daleko, przytuli mocno, zrozumie uczynki, przebaczy każdy błąd, scałuje moje łzy pocieszy, ułoży do snu, zaśnie obok mnie, zaśpiewa... niech po prostu będzie. Boże... wiem, że do tej pory o Tobie zapominałem, ale proszę... daj mi go tutaj. Poprawię się.

     - Coś się stało?
     - Czy ciebie i Harry'ego coś łączy?- zapytała wlepiając we mnie swoje dziennikarskie ślepia.
   To nie wróży dobrze.
     - Jest przystojny, ale nie wiem czy to coś więcej.
     - Żartujesz? Przecież widać uczucie między wami... w jego oczach, w twoich...
     - W moich?
     - No tak. Niby to co robi, czasem cię irytuje, ale zarazem śmieszy, prawda?- pokiwałem głową na potwierdzenie jej słów. Mówiła jakby czytała mi w myślach.- Jesteś inny jak rozmawiasz ze mną, a potem patrzysz na niego i to jest jak grzmot - jesteś milszy. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Po prostu się nie da.

    Kiedyś byłem całym jego światem, ale tak jak ludzie niszczą świat, tak ja zniszczyłem jego i jestem tylko wspomnieniem, przeszłością, kimś kogo prawdopodobnie nikogo więcej nie będzie chciał zobaczyć. Przypominam sobie to szczęście, gdy byliśmy razem, ten błysk w oczach, te spojrzenia zarezerwowane tylko dla siebie nawzajem. Żyliśmy we własnej bajce, we własnym królestwie, którego nikt nie mógł nam odebrać. Jednak nie czytałem nigdy baśni, która nie kończy się happy endem... jednak moja bajka powinna nadal trwać. A ja chcę wyrwać jej strony i zakończyć w takim momencie...

    - Nie jestem zdolny do kochania. On potrzebuje kogoś, kto pokocha go tak jak tego potrzebuje...
    - Kochaj go tak jak potrafisz Lou. Gdybyś z nim porozmawiał, powiedział to co mi, on by zrozumiał. Przecież nikt nie oczekuje od ciebie niemożliwego, nikt nie umie kochać od tak po prostu. Przy Harrym możesz się tego nauczyć.
    - Vivienne. To nie takie proste...
    - Lou to jest bardzo proste! Już większość masz za sobą.
    - Jak to?
    - Gdyby ci na nim nie zależało już dawno miałbyś go gdzieś, zamiast wydzwaniać do mnie po kilka razy dziennie i zachowywać się jak zakochana nastolatka, która nie wie co robić.

    Czemu zrozumiałem to dopiero teraz, gdy moje życie się już kończy? Czemu teraz odnalazłem sobie zdolność kochania? Czemu nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli i zachowań, które wcześniej zauważali inni?

    Jego dłonie zjechały jeszcze niżej, gdy zdjął ze mnie już T-shirt. Był to jeden z moich ulubionych, ale chyba od dzisiejszego dnia polubię go jeszcze bardziej. Rozpiął mój pasek i przekręcił nas, tak, ze teraz ja byłem na dole. Podniosłem biodra, a on zsunął ze mnie spodnie wraz z bokserkami. Pocałował mnie delikatnie w usta i uśmiechnął się szeroko. Zaczął całować mnie wzdłuż linii "V" i zaznaczał językiem mokre ślady, aż w końcu znalazł się przy moim przyrodzeniu. Delikatnie ucałował jego główkę, a potem wsunął powoli do ust. Może nie był szybki, nie był w tym najlepszy, ale czułem się inaczej, niż gdyby ktokolwiek inny to robił. Czułem się spełniony, szczęśliwy, gdy usta Harry'ego były otoczone wokół mnie.

    Sex był inny, gdy go kochałem, niż gdy robiłem to z kimś dla zaspokojenia swoich potrzeb. Jak to powiedziała Viv - byłem palantem, idiotą, skurwielem i nie wiem kim jeszcze. Myślałem tylko o sobie, jakbym był pępkiem świata. Teraz muszę za to zapłacić. Za tyle skrzywdzonych osób, za każdego kto przeze mnie płakał, był smutny, czy załamany. Nawet w chwili śmierci przypominam sobie nasze pierwsze zbliżenie, na sobie mam nawet ten pamiętny T-shirt.

     - Um... rozumiem.- Rozumiem.... jednak ty nie. Bo ja cię kocham. Szczerze i na prawdę. A ty nadal grasz w tą swoją grę.
     - Niby za co możesz mnie kochać?
     - Nie ma powodów do miłości, LouLou. Ale mam wiele rzeczy, które kocham w tobie. Zaczynając od tego, że kocham twój głos, to jak się zmienia w zależności od tego co robisz i jak chcesz brzmieć. Zwłaszcza jak śpiewasz. Wtedy moje ciało przechodzą dreszcze i mógłbym cię słuchać i słuchać... a najsłodszą rzeczą na świecie było to jak fałszowałeś, to było takie słodkie... kocham też to, że jesteś zawsze taki porządny i ułożony, czasami może za bardzo, ale to na swój sposób wspaniałe, bo mnie takiego czegoś brakuje. Potrafisz zająć się tyloma sprawami na raz. Kocham to, że jesteś taki silny. Że dajesz sobie radę, wytrzymujesz to wszystko, tą gazetę, ten wywiad, te plotki, że jesteś taki odporny, chociaż i tobie czasem tego brakuje. Że jak się do mnie przytulasz, jesteś przy mnie to jesteś sobą, potrafisz płakać, potrafisz się załamać, potrafisz kochać. Jesteś wtedy czuły, romantyczny, pomocny. I tak słodko się śmiejesz... uwielbiam jak robią ci się zmarszczki wokół oczu. Kocham w tobie to, że dla mnie złamałeś swoje zasady, co pewnie było nie lada wyczynem i możliwe, że miałeś później wyrzuty sumienia, ale jednak to robiłeś... Kocham w tobie po prostu wszystko.

    Nigdy nie będzie kogoś takiego jak Harry. Nikt go nie zastąpi. Nawet w połowie. Był jak anioł, który się mną opiekował i sprowadzał na dobrą drogę. Wiem tylko, że przyzwyczaiłem się usypiać wtulony w niego, słuchać jego głosu, jego śmiechu, czuć słodkie usta na moich wargach, policzkach, szyi. Ja też kocham w nim wiele rzeczy. Jego cudowne, szmaragdowe oczy, pełne ciepła i miłości. Jego delikatność i poświęcenie, dla takiej niewinnej dziewczynki jak Teddy. Jego dołeczki, gdy szczerze się uśmiechał. Jego loczki, które drażniły moją skórę. Jego ramiona, którymi mnie obejmował. Wszystko od góry do dołu.

     - To jest Louis.
     - Harry go kocha, prawda?
     - Tak skarbie, to ten, którego Harry kocha.

    Teddy to najwspanialsze dziecko na świecie, urocza, kochana, nie dziwię się, że polubiła mojego Loczka - oboje są cudowni. Podobno dzieci nie kłamią... coś w tym jest, bo z jej oczu można było wyczytać zaciekawienie, ale też zaufanie. To tak jakby Hazz jej kiedyś o mnie opowiadał. Ba! Na pewno to zrobił, bo znała moje imię.

     - Kocham cię, Hazz, wiesz?
     - Ja ciebie też Gem.
     - Przy mnie zapomnisz o tym dupku Tomlinsonie i zrozumiesz, że nie był ciebie wart. Zamieszkasz u mnie, jeśli chcesz i znowu będzie jak dawniej, bardzo za tobą tęskniłam.
     - Ja za tobą też... Źle chyba zrobiłem zostawiając cię samą i wyjeżdżając...
     - Powiedz to głośno Styles!
     -... za takim idiotą.

    Nie powiem - zabolało. Po prostu... nie wiem, kim ona była i to doprowadzało mnie do szału. Kochał ją, mieszkał z nią kiedyś, tęskniła za nim? To było dziwne, może kiedyś ze sobą byli? Ale przecież... on nie lubi dziewczyn, no!

     - Louis?
     - Tak, Hazz?
     - Jak ci coś powiem to nie uciekniesz?
     - Nie ucieknę.
     - Trudno jest cię kochać.
     - Wiem, o tym.
     - Ale spróbuję.
      - Louis?
      - Tak, Harry?
      - Kochasz mnie?
      - Nie wiesz jak mocno, Harry.

    "Kocham cię" to taka cicha obietnica, że będzie się na zawsze, mimo wszystko, że będzie się wspierać, że nic nie przeszkodzi, temu co jest między tymi dwoma osobami. Jednak Harry dobrze zauważył - "kocham cię" nie zawsze jest równoznaczne z "na zawsze".
    Łzy spadały po moich policzkach, a ja nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Patrzyłem w dół i chęć skoku była tak kusząca, a zarazem tak przerażająca. Chciałem się poczuć wolny, przestać wadzić ludziom, skok byłby przeprosinami dla tych, których zraniłem. Odwróciłem się w stronę budynku i zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech i ...
     - LOUIS STÓJ!- usłyszałem głos Harry'ego. Otworzyłem oczy i spojrzałem jak stoi przerażony w drzwiach prowadzących na dach.
     - Harry, nie podchodź, proszę.- szepnąłem ze łzami w oczach. Stanął jak wryty i nie ruszał się.
     - Louis, proszę nie rób tego, dobrze? Kocham cię, kocham, proszę zostań.- powiedział, jednak nadal stał w miejscu. Pokręciłem głową.- Proszę, bez ciebie nic nie będzie miało sensu. Chodź tu do mnie proszę, Lou...- mówił, a łzy spływały po moich policzkach. Odwróciłem się do niego bokiem i zacząłem iść, wzdłuż krawędzi.- Porozmawiamy, obiecuję ci to... dobrze? Poradzimy sobie, zaczniemy od nowa, razem, okej? RAZEM Lou, to znaczy ty i ja.- mówił spokojnie błądząc za mną wzrokiem.- Proszę Louis, do kurwy nędzy nie skacz, nie poradzę sobie bez ciebie.- nabrałem powietrza w płuca i przymknąłem oczy.
     - Też cię kocham Hazz. Damy sobie radę- odwróciłem się w jego stronę i chciałem do niego podejść, jednak moja noga ześlizgnęła się z krawędzi i po chwili nie czułem już nic, przed oczami miałem ciemność, a w uszach szum. Ostatnie co usłyszałem to wrzask Harry'ego.
     - LOUIS, KURWA NIE!- to był mój koniec? Została tylko nicość i ja?
***
notka od autorki: Nie wierzę, że to koniec, rozumiecie to? O S T A T N I . Przechodząc do rzeczy - został nam epilog, a pod epilogiem będzie niespodzianka dla was. Cóż, epilog chyba jest nawet ważniejszy niż ten 30 rozdział. Jeśli macie jakieś pytania to założyłam aska >>klik<< możecie się pytać mnie o to ff, jeśli czegoś nie zrozumieliście, bądź do każdego z naszych bohaterów (głównych, czy drugoplanowych). Oczywiście na pytania, co będzie dalej z Hazzą/Viv/rodziną Lou nie odpowiadam, MUSICIE PRZECZYTAĆ EPILOG! Tak jak obiecałam - epilog będzie w sylwestra, prawd. ok. 12 c: 
DZIĘKUJĘ KAŻDEMU ZA TO, ŻE ZE MNĄ TYLE WYTRWAŁ, ŻE PRZECZYTAŁ TO OPOWIADANIE, ŻE MU SIĘ SPODOBAŁO, ZA KAŻDY POZYTYWNY KOMENTARZ, ZA POMOC, ZA INSPIRACJE, ZA PROMOWANIE, ZA WSZYSTKO. GDYBY NIE WY TEGO FF TEŻ BY NIE BYŁO!!!! JESTEŚCIE N I E S A M O W I C I !!!!!! KOCHAM WAS WSZYSTKICH C:
W EPILOGU SIĘ BARDZIEJ ROZPISZĘ, WIĘC NIE ZAPOMINAJCIE O MNIE MISIE!


SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! 


Wasza Lucy xx 

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 29

          Drogi pamiętniku!
               Cóż, dawno mnie tu nie było. Po prostu ostatni tydzień był dla mnie koszmarny. Ostatnie kilka tygodni, wręcz. Ostatni raz widziałem Harry'ego na początku sierpnia, a teraz mamy już 13 i nie wiem jak sobie radzę. Codziennie chodzę do pracy, ale do nikogo się nie odzywam, robię to co muszę. Moje ubrania zrobiły się na mnie dużo za duże i nawet nie pamiętam kiedy coś ostatni raz zjadłem. Prawdopodobnie jakoś 3 dni temu, gdy Liam tu wpadł z chińskim żarciem, żeby mnie pocieszyć. Poprosił mnie, żebym został świadkiem na jego ślubie. Zgodziłem się, ale... zachowasz to dla siebie pamiętniku? Pewnie, że tak, nie umiesz mówić i mam nadzieję, że nikt cię nie znajdzie.
            Dużo myślę o samobójstwie.
     To chore prawda?
               Mam niecałe 23 lata, powinienem cieszyć się życiem, korzystać z niego jak najlepiej, tak jak wcześniej. Ale wcześniej nie znałem Harry'ego. życie bez niego po prostu nie ma sensu. To tak jak tęcza bez jakiegoś koloru, czy róża bez kolców - nadal nazywalibyśmy je tak samo, nadal miałyby te same funkcje, jednak nie byłyby tym samym, czym były wcześniej.
       Nie tylko to przyczynia się na moje myśli. Po prostu nigdy nie czułem się tak oszukany i zraniony jak teraz jestem. Boję się, że po tym nie uśmielibyśmy sobie zaufać z Harrym, a co dopiero być ze sobą na prawdę.
           W dodatku nawet Vivienne po prostu mnie znienawidziła. Ona tak się starała, żeby było między nami dobrze, żebym się zmienił. A ja zachowałem się wobec tej dwójki jak totalny palant. Skrzywdziłem ich oboje. Wmawiałem sobie, że nie da się mnie kochać, że nikt mi tego nie pokazał, że nie umiem czuć. Jednak to było wielkie kłamstwo. Po prostu nie dopuściłem do siebie myśli, że tak na prawdę miłość jest w okół mnie - troszcząca się mama, bracia sprawiający uśmiech a mojej twarzy, Vivienne, która po prostu była obok i zawsze dobrze radziła, zachowywała się jak prawdziwa przyjaciółka lub jak siostra. I Harry. Mimo, iż na początku było jak było, to potem mnie pokochał. Bezinteresownie. Bezwarunkowo. Po prostu... tak jak Harry może kochać najmocniej. Przez jeden głupi błąd straciłem wszystko. Zaczynając od przyjaciół, przez autorytet, nawet wagę i na koniec jedyne co mogło mnie naprawić - miłość mojego życia.
                  Moja głowa to była istna pustka. Nie widziałem nic poza wspomnieniami przepełnionymi moim Loczkiem. Jego głos rozchodził się po mojej głowie, słowa, które zawsze sprawiały, że moje serce krwawiło.
                       "Ja cię kocham! Nie rozumiesz tego?! Ale nadal musisz grać w tą swoją pieprzoną grę!"
            Jeśli miałbym drugą szansę... oddałbym wszystko, żeby on teraz był obok, przytulił mnie, pocałował. Zrobiłbym wszystko, gdybym mógł tylko to cofnąć. Nie zostawiać go. Zostać przy nim już na zawsze. Jedyne co chciałem to być kochanym... czuć się bezpiecznie w otoczeniu osób, których serce było wypełnione miłością do mnie. Może nie kochałbym go tak jak na to zasłużył, ale zrobiłbym to najmocniej jak potrafię.
       Ale jest za późno.
                 Na wszystko...
    Więc, mój kochany pamiętniczku. Dziękuję, że byleś przy mnie przez ostatnie tygodnie.
 Żegnaj.
                    Louis Tomlinson.


     Zamknąłem pamiętnik i otarłem łzy wierzchem dłoni. Westchnąłem, przypominając sobie ostatnią kłótnię z Vivienne. 3 dni na mnie nawrzeszczała i uznała, że gdybym nie był jej szefem, to byłbym jej zbędny. Tak jak każdemu w moim otoczeniu. że nie powinienem więcej się pokazywać na oczy, bo tylko krzywdzę.
        To będzie jedyny sposób, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia. Jestem tylko ciekawy, co powiedziałyby Harry, gdyby jutro w gazecie, powiedzieli, że mnie nie ma...
        Wyrwałem kartkę z zeszytu i zacząłem pisać.

     Ja, Louis William Tomlinson, urodzony 24 grudnia 1991 roku w Doncaster, zmarły (prawdopodobnie) 13 sierpnia 2014 w Nowym Yorku uroczyście oświadczam, że cała moja firma ma zostać przekazana pod władania Vivienne Melody, mojej sekretarki oraz siedziba w Londynie dla moich trzech młodszych braci - Maximiliana, Dann'ego oraz Jerry'ego Tomlinsonów. Mojej mamie pozostawiam wszystkie linie lotnicze, które zakupiłem pod moje nazwisko. Mojemu przyjacielowi, a zarazem miłości mego życia - Harry'emu Stylesowi pozostawiam całe moje serce, wszystkie nasze wspomnienia, każdy skrawek mego serca i wszystko co można przekazać. Oraz moje mieszkanie z całym wyposażeniem w środku, kod do mieszkania to dzień, w którym się poznaliśmy... ten tutaj w NYC.
      Chciałbym, aby każdy z was wspominał mnie dobrze, mimo wszystkich krzywd, problemów, kłótni i sporów. Za wszystko was przepraszam i wiem, że beze mnie będzie wam lepiej. Kocham was wszystkim. Jeśli Liam i Sophia mieliby dziecko, powiedzcie im (jeśli ich tu nie ma), żeby dali dziecku na imię po wujku Louisie (bądź na drugie, jak wolą). A Harry'emu, że do końca będzie moją pierwszą, jedyną i prawdziwą miłością, a ta dziewczyna z którą był w Londynie to największa szczęściarą na świecie. Życzę wam wszystkim wspaniałego życia.
Louis Tomlinson
13.08.14 r., Nowy York
g. 6 P.M

    Ze łzami w oczach, zwinąłem list w rulonik i schowałem go do kieszeni marynarki. Pociągając nosem, zgasiłem wszystko i pozostawiłem z cichym "dziękuję". Przeszedłem do kuchni i otworzyłem drzwi prowadzące na klatkę schodową, których używałem bardzo rzadko i wspiąłem się na dach. Wyciągnąłem mój potłuczony telefon z kieszeni i napisałem sms'a do Vivienne.
         "Przepraszam za wszystko, mam nadzieję, że beze mnie będzie wam lepiej"
***
notka od autorki: dam dam dam.... to się porobiło :o Doba, wybaczcie, ze krótki, ale nie chciałam wam zdradzać za dużo tutaj ^^ mam dla was konkursik - co wy na to, że napiszecie wasze wymarzone zakończenie rules? Oczywiście nie będzie to publikowane, ani nie wezmę go jako moje zakończenie, ale jestem ciekawa jak wy byście to zrobili. Pracę możecie wysyłać do sylwestra (we wtorek będzie 30 rozdział, w sylwestra epilog) na mail: stylinson.larry.02.22@gmail.com
PAMIĘTAJCIE O #RULESMEMORIES! KONIEC FF TO JESTEM CIEKAWA CO WSPOMINACIE NAJBARDZIEJ! 
Do wtorku :* 
Wasza Lucy xx 

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 28

    Na ustach miałem wielki uśmiech, chociaż serce łomotało mi niespokojnie. Podróż samolotem przebiegła spokojnie, więc po kilku godzinach stałem już w wcześniej zarezerwowanym pokoju. Nie mogłem się doczekać, aż porozmawiam z Hazzą, mimo iż bałem spojrzeć się mu w oczy po tym wszystkim.
    Oglądałem działki w okolicach Nowego Yourku, bo zamierzałem się zmienić. Skończyć z byciem dziwką (na to co robiłem nie było innego określenia), nauczyć się kochać, kochać tak jak bardzo potrafię, odnaleźć siebie, odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Chcę mieć swój domek, swoje miejsce, bez ludzi dookoła, kto wie, może kiedyś zamieszkać tam z moim Loczkiem? Wytłumaczę mu to, przeproszę i znajdziemy wspólne wyjście z tej sytuacji. Rozmarzyłem się i wpatrywałem w ekran z delikatnym uśmiechem na twarzy. W końcu natrafiłem na idealne miejsce - spora działka, na obrzeżach NYC, domek do rozbiórki na koszt sprzedawcy, spokojna okolica, jeżdżą autobusy, niedaleko znajduje się szkoła, basen, boisko, place zabaw, idealne miejsce dla dzieci. Poczułem ucisk na sercu, gdy wyobraziłem siebie w moim wymarzonym domku z gromadką berbeci, latających po podwórku i Harry'ego denerwującego się, że nie chcą się kąpać lub uciekają przed nim. To byłoby idealne...
    Kiedy ja zrobiłem się taki uczuciowy? Nigdy nie myślałem, żeby mieć dzieci, to było dla mnie absurdalne, a teraz moje zmiany podstępuję tylko w jednym kierunku - rodzinie.
    Natychmiastowo zadzwoniłem do mężczyzny, nie wahałem się ani chwili - po prostu to było strzałem w dziesiątkę. Jedna z moich pracownic miała tam jechać i zobaczyć, czy na prawdę jest tak jak w opisie i zapłacić. Po jakiejś godzinie byłem właścicielem tego miejsca, a w przeciągu miesiąca można zacząć budowę, a znając moich robotników, wprowadzę się tam jeszcze przed świętami. Oderwałem się od komputera i sięgnąłem po mój szkicownik, żeby zacząć rysować plany domku.
     - Będzie miał parter...- zamyśliłem się i zamknąłem oczy. Starałem się wyobrazić swoje przyszłe mieszkanie, żeby było idealne.- Tak, a jeden z rogów będzie sześciokątem.- mruknąłem.- Potem piętro, poddasze... będzie podwyższenie, jedno pomieszczenie, tam będzie biblioteka... będzie to wyglądało jak wieża...- rozmarzyłem się i zacząłem szkicować moje mało królestwo. Chciałem zatytułować ten domek, jednak nic nie przychodziło mi do głowy...- Poczekam na Loczka.- uśmiechnąłem się.
~*~
    Gdy wybiła godzina 2 po południu wyszedłem z mieszkania i skierowałem się w miejsce, gdzie powinien pracować Hazz. Niedługo miał skończyć sesję z Cher Lloyd, wtedy chciałem go złapać i pogadać. Wziąłem głęboki oddech, wciągając zapach Londynu. Jak ja dawno nie byłem w Anglii. Spojrzałem w górę, a pojedyncze kropelki spadły na moją twarz i przynosiły ukojenie. Stres spływał ze mnie, tak jak one z mojej twarzy. Nie chciałem stchórzyć. Ale nie chciałem być też szorstki, obarczyć go tym wszystkim i oczekiwać, że po prostu mi wybaczy. Chciałem... chciałem być jak ten deszcz. Czuły, delikatny, powolny, zmywający brud. Brud moich kłamstw. Przystanąłem niedaleko studia i obserwowałem wejście, żeby tylko spotkać się z Loczkiem.
    Wybiegł radosny, przeskakując co drugi stopień ze schodów, znajdujący się przed studiem. Uśmiechnąłem się szeroko na myśl, że jest szczęśliwy i nie zniszczyłem go tak bardzo. Jednak po chwili wybiegła za nim jakaś dziewczyna i rzuciła się mu na plecy. On zakręcił ją wokół siebie i postawił na ziemi, po czym mocno przytulił. Ona objęła go w pasie i skradła szybkiego buziaka w policzek. On pokręcił głową, złapał ją za rękę i poszli dalej. A ja stałem jak zamurowany, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu po jakimś czasie, ruszyłem niespostrzeżenie za nimi. Trudno było mi ich dogonić, tak, żeby się nie zorientowali, że ja to ja. Czarna beanie na głowie i spuszczony wzrok idealnie mi w tym pomogły. Większości rozmowy nie słyszałem, dopiero, gdy przystanęli kawałek drogi później, żeby się przytulić, mogłem spokojnie się oprzeć o przystanek autobusowy i podsłuchać ich rozmowę.
     - Kocham cię, Hazz, wiesz?- powiedziała dziewczyna o lekko fioletowych włosach.
     - Ja ciebie też Gem.- ucałował ją w nosek i przytulił mocniej.
     - Przy mnie zapomnisz o tym dupku Tomlinsonie i zrozumiesz, że nie był ciebie wart.- zachichotała, a on jej zawtórował.- Zamieszkasz u mnie, jeśli chcesz i znowu będzie jak dawniej, bardzo za tobą tęskniłam.
     - Ja za tobą też... Źle chyba zrobiłem zostawiając cię samą i wyjeżdżając...
     - Powiedz to głośno Styles!
     -... za takim idiotą.- mruknął ciszej. Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłoniach, głośno wzdychając.
     - JA PIERDOLE!- zawyłem i odwróciłem się na pięcie. Pobiegłem przed siebie ze łzami w oczach i usłyszałem tylko znajomy głos wołający moje imię, jednak nie zważałem na nic. Zauważyłem, że z drugiej strony jedzie autobus, przebiegłem przez jezdnie i czekałem, aż podjedzie, żebym mógł wsiąść i nie wracać więcej do tematu Harry'ego.

Harry's POV

    Po drugiej skończyła się sesja z Cher. Nie mogłem powiedzieć, że się nie cieszyłem, bo to było najlepsze co mogło mnie spotkać i byłem strasznie podekscytowany. Cher była świetną kobietą i można było z nią się pośmiać, nawet moja młodsza siostra przyjechała tutaj, żeby się ze mną spotkać.
     - Czekaj na mnie Hazz!- pisnęła wybiegając za mną z budynku. Starałem się przed nią uciec, bo zadawała strasznie dużo pytań, jednak ona wskoczyła mi na plecy. Zacząłem się kręcić, żeby ją strzepnąć z siebie, jednak ona mocno się trzymała.- Zejdę, jak mi opowiesz!
     - Okej, OKEJ! krzyknąłem śmiejąc się, a ona stanęła na chodniku i odwróciła się w moją stronę. Przytuliłem ją mocno, a ona zawinęła ręce na moich biodrach i położyła głowę na klatce piersiowej. Zachichotałem, a ona pocałowała mnie w policzek, po czym złapała za rękę i pociągnęła ... sam nie wiem gdzie, bo miało to być podobno "niespodzianka". Szliśmy kawałek i opowiedziałem jej jak to było z Lou. Źle się czułem z tym, że go tak wykorzystałem. Po jakimś czasie się odezwała:
     - Kocham cię, Hazz, wiesz?
     - Ja ciebie też Gem.- ucałował ją w nosek i przytulił mocniej.
     - Przy mnie zapomnisz o tym dupku Tomlinsonie i zrozumiesz, że nie był ciebie wart.- zachichotała Zamieszkasz u mnie jeśli chcesz i znowu będzie jak dawniej, bardzo za tobą tęskniłam.- stwierdziła, a mnie się przypomniały czasy, gdy "mieszkaliśmy" razem w naszym domku na drzewie lub w pokoju któregoś z nas, byliśmy nierozłączni.
     - Ja za tobą też... Źle chyba zrobiłem zostawiając cię samą i wyjeżdżając...
     - Powiedz to głośno Styles!
     -... za takim idiotą.- dodałem. Westchnąłem i przytuliłem ją mocniej, gdy po chwili usłyszałem znajomy głos.
     - JA PIERDOLE!- Louis krzyknął i się odwrócił uciekając. Przez chwile stałem zamurowany, aż w końcu odwróciłem się i spojrzałem, że chłopak już ucieka. Zakląłem pod nosem i pobiegłem za nim.
     - LOUIS! LOUIS STÓJ!- krzyczałem, jednak on przebiegł przez ulice. Wstrzymałem oddech, jednak nic mu się nie stało, tylko wskoczył do autobusu i odjechał.
    No cóż.... nie powiem - wspaniały dzień.
***
notka od autorki: Rozdział krótki, ale treściwy c: jeszcze 2 rozdziały ._. ogarniacie to? Bardzo proszę, żeby każdy kto to przeczyta zostawił choć jeden, krótki komentarz. Może zwerbujecie nowych czytelników przed końcem? c: + szukam kogoś, kto zrobiłby dla mnie szablon dla mojego kolejnego ff, które bd pisała po zakończeniu "Rules"! I pamietajcie o #RulesMemories 
Wasza Lucy xx 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 27

     - Jego, czy nie?- powtórzyłem głośniej, a rolnik nie chciał odpowiedzieć.
     - Nie do końca...
     - To niech mi pan to wytłumaczy.- warknąłem przez łzy. Mężczyzna obserwował mnie dłuższą chwilę, aż w końcu nabrał powietrza i uniósł ręce w geście obronnym.
     - Rosmery nie bardzo by chciała, żebym o tym mówił, ale jednak sądzę, że tobie to pomoże. I proszę - nie mów Haroldowi, że znasz tą historię.- powiedział smutno. Przytaknąłem ze zmarszczonymi brwiami, zauważając, że ten zgred ma tendencje do używania pełnych, staroświeckich imion wobec niektórych osób. Było to dość dziwne, jednak nie wtrącałem się w jego sposób myślenia (nawet jeśli pełne imię Harry'go to nie Harold).- Teddy ma ponad 3 latka. Urodziny ma w maju i choruje na zespół downa.- zaczął, a ja otworzyłem szeroko usta. Tego się nie spodziewałem.- Rosmery ma lat 18, wróciła do szkoły średniej i chce ją ukończyć z wyróżnieniem. Harry jest dla nich jak brat lub dobry wujek, dla mnie jak wnuczek. Ogólnie było tak, że Rose 4 lata temu pod koniec sierpnia, wybrała się na ognisko z okazji zakończenia wakacji. Nie zagłębiając się w szczegóły, powiem, że ktoś dosypał jej czegoś do napoju. Wróciła na drugi dzień cała we krwi, roztrzęsiona, w poszarpanych ubraniach. Zamknęła się w sobie i dużo czasu spędzała w internecie. Wtedy jeszcze mieszkała ze swoimi rodzicami w Nowym Yorku, więc praktycznie nie wychodziła z domu, żeby nikt jej nie rozpoznał. Tam poznała Harry'ego, 16-letniego chłopaka, który ukrywał swoją orientację i starał się zaimponować kolegom. Jemu jako jedynemu zaufała, opowiedziała wszystko jak to się stało i dopiero on namówił ją, żeby poszła do lekarza. W październiku dowiedziała się, że jest w ciąży. Przeszła kolejne załamanie, ciągle płakała, przestała chodzić do szkoły i jedyne co robiła to pisała z Harrym. Byli najlepszymi przyjaciółmi, nigdy nie łączyła ich jakaś miłość, w każde święta, urodziny nawet w walentynki przysyłali sobie prezenty. Na urodziny Teddy, Hazz kupił dla Rose pluszowego misia, który jest teraz ulubioną zabawką mojej prawnusi, co jest najśmieszniejsze, Rose w tym samym czasie wysłała mu takiego samego pluszaka. I stąd się wzięło imię dla Teddy.
     - Tak, tak. To wzruszająca historia, Harry nie jest ojcem tego dziecka, ale co ma to wspólnego ze mną?- zapytałem zniecierpliwiony,ocierając zaschnięte łzy z policzków.
     - W grudniu 2011 roku mój syn wraz z żoną mieli wypadek. Niestety zmarli na miejscu. Dziewczynki bardzo go przeżyły. Nawet, gdy przeprowadziły się tutaj, Rose wszędzie widziała swoich rodziców. Martha, moja synowa, była jedynym oparciem dla tak zagubionej dziewczynki, jaką była Rosmery. Znowu zamknęła się w sobie i pisała tylko z Harrym. Po kilku miesiącach przyjechał tutaj dla niej, żeby nam pomóc. Jego zamieszkanie sprawiło, że Rosie zaczęła się uśmiechać, starała się pogodniejsza, bardziej optymistyczna. Jemu to też pomogło, powoli zapominał o tobie, jednak w nocy się budził ze łzami w oczach i chciał cię zobaczyć po raz ostatni.
     - No i spotkał.- szepnąłem i przyciągnąłem kolana do swojej klatki piersiowej i ukryłem głowę za nimi.
     - Dokładnie. I dalszą część historii znasz, jak się w sobie wzajemnie zakochaliście i teraz obaj umieracie z tęsknoty.- westchnął, a ja bardziej wtuliłem się w moje nogi. W tamtym momencie, jedyne czego chciałem to porozmawiać z moim Loczkiem. Nagle usłyszałem stukot butów i tupot małych stópek. Do pokoju wpadła mała dziewczynka z szerokim uśmiechem, okrąglutką twarzą, w okularach i dwóch kucyczkach przewiązanych wstążeczką. Podbiegła do starszego mężczyzna i mocno go przytuliła.
     - DZIADZIA!- pisnęła i wdrapała mu się na kolana. Odwróciła się do niego plecami, przywierając do jego klatki piersiowej i uważnie mnie obserwując.- To to?*- spytała przymrużając oczy.
     - To jest Louis.
     - Arry kocha go, prada?**
     - Tak skarbie, to ten, którego Harry kocha.- dziewczynka zeszła z kolan mężczyzny i wróciła na korytarz. Usłyszałem rzucanie przedmiotami i damski krzyk, wołający imię dziewczynki, jednak ta nie zwróciła na nic uwagi i wróciła do mnie z bukietem maków w rączce. Stanęła przede mną i wystawiła bukiet przed siebie. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, więc otarłem resztki łez i wziąłem czerwone kwiaty od niej, po czym pocałowałem jej malutką dłoń. Zachichotała i zarzuciła mi ręce na szyję. Podniosłem ją i usadziłem na swoich kolanach. Nigdy w życiu nie czułem ... nie mogłem nawet określić tego uczucia, bo było to coś więcej niż szczęście, radość i inne podobne emocje. Spełnienie, poczucie delikatności i chęć zapewnienia komuś bezpieczeństwa. To chyba było odpowiednie. Mała dziewczynka bawiła się moją koszulką i naśladowała dźwięki samolotu, gdy do pokoju weszła drobna szatynka, o piwnych oczach i wymalowanym szoku na twarzy. Do ucha przystawiała telefon, a gdy mnie spostrzegła urwała w połowie zdania. Usta miała otwarte, a oczy przymrużone.
     - Harry, oddzwonię później.- powiedziała i położyła telefon na małym stoliczku. Podeszła do mnie bliżej i niepewnie wystawiła rękę w moją stronę.- Jestem Rose Dowson... a ty to... - przerwała i zacisnęła usta w wąską linie.
     - Louis.- odpowiedziałem i złapałem jej dłoń, również delikatnie całując. Dziewczyna zarumieniła się, a Teddy ponownie zachichotała.- Jak się czuje Harry?- spytałem łamiącym się głosem.
     - Oh...- zdziwiła się, po czym odsunęła o krok ode mnie.- D-dobrze. Tak sądzę.- szepnęła i spojrzała na swojego dziadka.
     - Gdzie on jest?- zapytałem z nadzieją w głosie. Długo mi nie odpowiadali, a ja zająłem się udawaniem konika i poruszaniem moimi kolanami, żeby zająć 3-letnią dziewczynkę. Teddy śmiała się wniebogłosy i powtarzała ciągle "escie, escie"***.
     - W Londynie. Hotel Park Plaza Westminister Bridge. Resztę powiedzą ci na recepcji.- usłyszałem głos Rose i przerwałem moje czynności. Teddy palnęła mnie delikatnie w policzek, żebym znowu zwrócił na nią uwagę. Natychmiast się uśmiechnąłem i podniosłem wraz z nią. Złapałem ją mocno i zacząłem się obracać wokół własnej osi, niezbyt szybo oczywiście i udawałem samolot. Dziewczynka zaczęła radośnie piszczeć. Po chwili posadziłem ja na sofie i kucnąłem przed nią z radością wymalowaną na twarzy.
     - Teraz muszę lecieć, żeby spotkać się z Harrym, dobrze?- pokiwała głową na znak zrozumienia.- Jak zobaczymy się następnym razem to obiecuję, że się z tobą pobawię. Słowo harcerza.- położyłem prawą dłoń na sercu, a dziewczynka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe. Delikatnie trąciłem jej nosek, a ona dostawiła swoje malutkie usteczka do mojego policzka. Podniosłem się i odwróciłem się do rolnika.- Dziękuję za rozmowę.- Powiedziałem i nim się obejrzałem, biegłem na oślep w kierunku budowy, żeby znaleźć w moim samochodzie. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do jednego z pracowników lotniska.
     - Potrzebuję mojego samolotu na dziś wieczorem. Kierunek Londyn. Zarezerwuj miejsce gdzieś w Hotel Park Plaza.- powiedziałem i nie mogłem powstrzymać łomotania mojego serca.
                To musi być dobry znak.
***
notka od autorki: znowu krótki rozdział, oł gasz ._. ale powinnam dodać jeszcze 28 i 29 niedługo, 30 albo w niedzielę albo w poniedziałek, a epilog rano w sylwestra. Mam nadzieję, że w święta uda wam się nadrobić. Mam nadzieję, że na tt pamiętacie o #rulesmemories  możecie też polecić to ff znajomym LS, np. poprzez hasztag #wspomnieniaz2014 C: 
Wasza Lucy xx
*chodzi o "kto to", ale ona sepleni C:
**"Harry go kocha, prawda?"
***"jeszcze"