czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 24

Dałabym tu SOML, ale nie wiem czy pasuje ^^ początek jest wesoły!

Louis POV

      - LOUIS!- usłyszałem wrzask za sobą. Uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem z krzesełka. Odwróciłem się i zobaczyłem bliźniaków, biegnących w moją stronę. Przeskoczyłem przez siedzenia i ruszyłem im na przeciw. Gdy byłem blisko nich, gwałtownie wyhamowali, zlustrowali mnie wzrokiem i podeszli z szeroko otwartymi ustami. Dan dotknął mojego czoła, a ja nie wiedziałem zbytnio o co im chodzi.
     - Nie ma gorączki?- szepnął przerażony Max.
     - Ja pierdole... co wam odbiło?- warknąłem i zarzuciłem im ręce na szyje.
     - Idiota.- mruknął Dan i wtulił się we mnie. Max zrobił tak samo. Nie mogłem uwierzyć w to, jak bardzo się za nimi stęskniłem.
     - Czemu się w to ubrałeś?- zapytali równo, co było dla nich typowe. W sumie dla naszej 4, bo często mieliśmy tak, że mówiliśmy coś w tym samym czasie, lub reagowaliśmy identycznie na daną sytuacje.
     - Co was to interesuje?- uciąłem, a po chwili usłyszałem krzyki Jerry'ego. Westchnąłem i uniosłem głowę znad burzy włosów bliźniaków. Chciałem iść, jednak chłopcy mnie nie puścili. Ruszyliśmy wtuleni w siebie, aż w końcu znaleźliśmy mamę i mojego najstarszego brata. Jerry kłócił się z moim pracownikiem, żeby zostawił jego bagaże, a George nie wiedział co robić, bo ja kazałem mu zabrać je do samochodu. Westchnąłem, po czy zagwizdałem głośno. Bliźniacy odsunęli się oburzeni, a mama, Jerry i ochroniarz odwrócili się w moją stronę. Kobieta pisnęła, a oczy jej się zaszkliły.
     - Lou...- Jerry podbiegł do mnie, ale wyhamował jak bliźniacy.- Nie jesteś chory? Myślałem, że w garniaku będziesz...
     - Jejku, syneczku!- mama nagle się na mnie rzuciła i zmiażdżyła w silnym uścisku. Przez chwilę zabrakło mi tchu, jednak kobieta wreszcie się odsunęła i położyła mi dłonie na ramionach. Zlustrowałem ją wzrokiem. Była ubrana w białą bluzkę, z koronkowym rękawem, czarne spodenki 3/4 oraz baleriny. Spojrzałem na chłopaków - każdy z nich bokserkę ze śmiesznym napisem i spodnie do kolan.- Syneczku... Przecież ty tak w liceum chodziłeś! Zawsze kupowałam ci czerwone, bordowe lub...
     - Mamo skończ.- jęknąłem, a moi bracia wybuchnęli śmiechem. Nie trwało to długo, bo oni znowu do mnie przylgnęli.- George, zabierz bagaże do limuzyny.- Poczułem, że Jerry bardziej się we mnie wtula zawstydzony. Zachichotałem i przytuliłem ich mocniej.
     - Jedziemy do mnie?
     - TAK!- powiedzieli równo.
~*~
     - ZAJMUJĘ GOŚCINNY NA GÓRZE!- Dan wybiegł jako pierwszy z windy. Rzucił swoją walizkę na korytarzu, a wbiegł po schodach ze swoją torbą podręczną.
     - NIE! TY SPAŁEŚ TAM OSTATNIM RAZEM! JA TAM ŚPIĘ!- pisnął Max i pobiegł za nim.
     - Chłopaki, ale już pozostałe sypialnie są gotowe do użytku. Nie śmierdzi w nich farbą, ani nic. Tylko znajdę wam pościel.- nie zdążyłem skończyć, a usłyszałem pisk Dana.
     - LOUIS! BIORĘ TĄ ZIELONĄ!- krzyknął młodszy z bliźniaków z góry. Max i Jerry spojrzeli po sobie, po czym obaj popędzili po schodach przekrzykując się, szturchając i popychając, żeby zająć jeden z pięciu pokoi gościnnych.
     - Dzieci.- powiedziałem równo z mamą. Oboje zaśmialiśmy się krótko i omijając walizki, ruszyliśmy do salonu. Mama usiadła na kanapie i obejrzała się po wnętrzu.
     - Trochę tu inaczej, niż gdy byliśmy tu ostatnio.- westchnęła.
     - No bo jest po remoncie.- usiadłem obok niej.
     - Więc... co masz w tym mieszkaniu?- zapytała niepewnie.
     - No... na dole jest kuchnia, jadalnia, której praktycznie nie używam, bo nie mam z kim tam jeść, łazienka, salon, to takie podstawowe. Mam też dużą spiżarkę, gdzie mam droższe alkohole, słodycze i różne domowe przetwory, które wysyłasz mi na święta. Kobieta zarumieniła się, a ja mówiłem dalej:
     - Mam też gabinet i pokój muzyczny, który rzadko odwiedzam, bo nie mam czasu, żeby grać na gitarze, czy śpiewać. No a na górze są sypialnie, dwie łazienki, garderoba i biblioteka.
     - Wow... duży ten dom. Pewnie tak smutno mieszkać tu samemu?
     - Trochę mi was brakuję...
     - Wiesz, że nie o tym mówiłam.
     - Ugh.- jęknąłem.- Czasami gosposia przychodzi...
     - Louis.- powiedziała rzeczowym tonem, tym samym, którego używała, by wydobyć z nas prawdę.
     - Nie mieszkam z Harrym. I my nie jesteśmy razem. Już. Jeśli kiedykolwiek byliśmy...
     - Skarbie, co się stało?- zapytała, ale usłyszeliśmy kroki z góry. Jęknąłem i zwróciłem się w stronę biegnącego brata.
     - Zobacz co mam!- pisnął Dan, wchodząc z moją gitarą. Położył ją na stole i wtulił się we mnie.- Zagrasz nam?
     - LOUIS!- usłyszałem kolejny krzyk, który tym razem należał do drugiego z bliźniąt. Wbiegł do salonu i usiadł mi na kolanach. Jęknąłem z bólu, a on zachichotał. I że niby oni mają po 17 lat?!- To ten twój chłopak?- wystawił ramkę ze zdjęciem moim i Hazzy. Zarumieniłem się, gdy bliźniacy zaczęli cmokać w powietrze i śmiać się ze mnie. Trochę dziwiłem się, że z takim entuzjazmem przyjęli to, że ich starszy brat ma chłopaka, zamiast się nim brzydzić. Miał. Ma. A może jednak nie ma? Nagle wbiegł Jerry, miał czerwone policzki, a w oczach tańczyły mu wesołe ogniki. To nie wróżyło nic dobrego.
     - Ty.- wskazał na mnie szczerząc się zadziornie.- Masz tego całą szafkę.- z jego dłoni rozwinęły się paczuszki prezerwatyw. Moje oczy rozszerzyły się na widok dwóch sznurków gumek (dodam, że każdy z nich miał po 10 kondomów), które trzymał Jerry. Chłopaki wybuchli śmiechem, a Max nawet spadł z moich kolan i turlał się po podłodze. Mama zakryła usta dłonią, a ja nie wiedziałem, czy ona się śmieje, czy jest zszokowana.
     - Louis... po co ci tego tyle?
     - Oh, mamo! Żebyś zobaczyła co on tam jeszcze ma!- Zerwałem się z miejsca i zakryłem mu usta dłonią, bo szykował się do wymieniania moich rzeczy, które znalazł. Bliźniacy rechotali z mojej reakcji i łapali się za brzuchy. Jerry próbował się wyrwać, więc polizał moją dłoń. Odskoczyłem jak oparzony i wytarłem rękę o spodnie. Założyłem ręce na biodra. Bliźniacy podnieśli się, Max stanął obok mnie, a Dan na przeciwko, u boku Jerry'ego. Wyszczerzyłem się i pokręciłem głową z politowaniem. To oznaczało wojnę na łaskotki. Spojrzałem na starszego z bliźniaków i rzuciliśmy się na pozostałych. Całe mieszkanie wypełniły nasze krzyki oraz śmiechy.
    Po 10 minutach leżeliśmy na podłodze, wtuleni w siebie i chichotaliśmy razem. Nigdy w życiu nie czułem się tak wspaniale... no może oprócz sytuacji, gdy byłem z Harrym. Jerry dźgał Maxa w żebra, żeby się przesunął, bo nie ma jak mnie objąć, ale chłopak nie miał zamiaru się ruszyć. Dan miał jednak spokój, bo położył się z drugiej strony i bawił się moją koszulką. Próbował doliczyć się wszystkich pasków, jednak, nigdy nie był dobry z matmy, więc szybko się zgubił i musiał zaczynać od nowa.
     - Gdzie mama?- zapytałem w końcu, unosząc głowę.
     - W kuchni!- krzyknęła i po chwili pojawiła się w drzwiach z tacką na której było 5 fioletowych kubków. Podnieśliśmy się w tym samym czasie i usiedliśmy na kanapie. Spojrzałem, na parujący napój, który przyniosła mama. Pochyliłem się, żeby powąchać zawartość, a chłopaki zrobili to samo.
     - Zrobiłaś milkę z expresu?- zapytałem, a mama pokiwała głową.- Może chcecie ciastek do tego?
     - TAK!- bliźniacy zerwali się i chcieli pędzić do kuchni, lecz pociągnąłem ich za ręce. Gestem dłoni wskazałem im, żeby szli za mną. Zaprowadziłem ich w stronę bocznego korytarza, który większość osób omijała, bo znajdował się obok kolekcji płyt, nie był może największy, ale prowadził do trzech wyjątkowych pomieszczeń. Zapaliłem światło i otworzyłem drzwi po lewej stronie. Pomieszczenie było bordowe, z białym sufitem. Na każdej ścianie znajdowały się brązowe półki z różnymi rzeczami.
     - Tylko coś stłuczecie, a was powieszę za uszy przez okno.- zagroziłem im. Weszliśmy do środka, a oni wydali zduszony okrzyk. Przyglądali się wszystkiemu z ciekawością, a ja przechadzałem się wzdłuż wąskiego, lecz długiego pomieszczenia.
     - Tu jest idealnie.- powiedzieli i zaczęli przeglądać moje kolekcje z najrozmaitszymi produktami spożywczymi. To był mój mały świat tego co lubię, muszę przyznać, że jestem niezłym łakomczuchem. Po prawej stronie miałem specjalną półkę na wina - białe, czerwone, różowe, szampany- oraz inne droższe alkohole. Na przeciw drzwi, była słynna kolekcja rzeczy, które dostałem od mamy, babci lub ciotek, bo "bardzo się o ciebie martwimy Louis, pewnie zapominasz o jedzeniu, tak bardzo pracujesz!". Różnego rodzaju konfitury, dżemy, kompoty, weki z owocami oraz powidła. Jednak uwagę chłopców przykuła ściana, gdzie znajdowały się słodycze. Każdy możliwy smak ciastek (głównie pierniczków), żelków, chipsów, cukierków, czekoladek, nawet były tu gumy owocowe, lizaki oraz bombonierki, na każda okazję. Było to najlepiej klimatyzowane pomieszczenie w mieszkaniu, więc nie zdziwiłem się, gdy bliźniacy trzęśli się z zimna.
     - Wiecie co, powoli mi się to kończy. Może pójdziecie z Jerrym do marketu i zrobicie wielkie zakupy, hmm?- spojrzałem na nich. Wyszczerzyli się i energicznie pokiwali głowami. Wróciliśmy do salonu, Jerry błagał mamę, żeby pozwoliła mu wypić swoją porcję milki, jednak ona była nieugięta. Czasami miałem wrażenie, że czas stanął w miejscu, tylko miasto się zmieniło, a braci są trochę wyżsi. Mimo to - nadal zachowywali się jak małe dzieci.
     - Jerry! Idziemy po słodycze!- pisnął Max, ruszył w moją stronę podskakując i stanął za mną wtulając się w moje plecy. Zmierzwiłem mu włosy i popatrzyłem na chłopaka w kruczoczarnych włosach. Wzruszył ramionami, a ja westchnąłem i poszedłem do kuchni. Bliźniacy szli krok w krok za mną. Otworzyłem jedną z szuflad i wyciągnąłem pliczek kart kredytowych. Zacząłem je przeglądać, żeby dać odpowiednią braciom.
     - Ta nie, bo z tej płace pracownikom... ta też nie, bo ta na materiały... ta jest na rzeczy w T.T.I.C... a ta na czarną godzinę... ugh, a ta na lokacie... ta też firmowa...- chłopcy mieli coraz szerzej otwarte usta, jednak ja nie zwróciłem na nich zbytniej uwagi.- O! Ta jest na jedzenie!- podałem im kartę z motywem cukierków. Za każdym razem,  gdy byłem w banku, wybierałam sobie kolorowe, wzorkowane karty lub z dowolnym motywem. Miałem ich tyle, że dzięki temu, łatwiej było mi je odróżnić.
     - Na jedzenie?- prychnął Dan.- Co masz może osobną na ubrania, na randki, samochody i prezenty?
     - Taaak.- mruknąłem niewzruszony. Wyciągnąłem czarno-białą kartę w kratę.- To na ciuchy.- wziąłem kolejną z zabytkowym samochodem.- Na benzynę, mechaników i nowe pojazdy, ewentualnie szoferów, ale ostatnio jeżdżę sam. No, a ta z winem jest na kolacje, randki i inne te sprawy. A z choinką na prezenty, które co rok wysyłam bliskim.- uśmiechnąłem się do nich. Byli w niezłym szoku przez pewien czas. Nie ruszali się, ani nawet nie zauważyli, gdy Jerry wszedł do środka.
     - Idziecie?- zapytał i pociągnął ich za sobą.- Ile możemy wydać?
     - Ile chcecie, tylko pamiętajcie, żeby kupić...
     - PIERNICZKI!- zawołali równo i weszli do windy. Pokręciłem głową i po cichu wróciłem do mamy. Trzymała złączone dłonie na kolanach i nerwowo bawiła się pierścionkami. Usiadłem obok niej, wtuliłem się w jej plecy i zacząłem płakać. Najpierw delikatnie, jednak powoli to przechodziło w szloch. Czułem się okropnie, miałem wyrzuty sumienia, wstydziłem się samego siebie, tego co zrobiłem tego jak zaniedbałem rodzinę. Z każdą łzą, mój smutek wychodził na światło dziennie, jakby cały ciężar opadał z serca.
    Opowiedziałem jej całą historię, co chwila wybuchając płaczem i kontynuowałem dopiero, gdy mama zdołała mnie uspokoić. Powiedziałem jej o tym, co robiłem z kobietami, co było dla niej nie lada wyzwaniem, bo spięła się na myśl, że jej kochany synek, tak poniżał kobiety (i mężczyzn). Powiedziałem jej, o tym jak spotkałem Harry'ego, jak spędziłem z nim cudowne chwile, jak mocno go pokochałem, tylko bałem się go skrzywdzić, moim charakterem. Że oboje za bardzo się w sobie zatracimy i wtedy rozstanie będzie jeszcze gorsze, niż jest teraz. O tym co powiedział mi wczoraj, o tym, co zrobiłem Viv, a on to widział, o tym jak cierpiał. Przytulała mnie mocno i głaskała po plecach, starając się powstrzymać moje łzy. Jak skończyłem jej mówić o tym wszystkim, rozpłakałem się na dobre, a ona (sam nie wiem kiedy) wciągnęła mnie na kolana. Cóż, pewnie było jej trochę ciężko, bo nie ważę tyle, co kilkanaście lat temu. Jednak czułem się w jej ramionach bezpiecznie, bezbronny, jakby wszystko dookoła nie mogło mnie dosięgnąć.
~*~
    Louis przez kilka dni unikał swojej mamy. Nie chciał jej mówić o zniszczonych butach, ani o tym, że koledzy się nad nim znęcają, że go poniżają. Nienawidził ich z całego serca, ale jeszcze bardziej nienawidził okłamywać mamy, więc kiedyś musiał jej o tym powiedzieć.
    "Kiedyś" - mówił do siebie za każdym razem, gdy na stopy zakładał stare, zniszczone trampki,w których sznurówki już się rwały, a podeszwa powoli odpadała. Będzie musiał sobie kupić kolejne buty, tym razem, jakieś zwykłe, żeby nie smucić się, gdy znowu je zniszczą.
    Omijanie mamy wychodziło mu zręcznie, nikt z rodziny nie domyślał się, że to wszystko było ustawione. Rano wstawał przed nimi, robił każdemu śniadanie, zostawiał je na blacie w kuchni i wychodził szybko do szkoły. Zwykle siedział około 30 minut na korytarzu, a jedynymi osobami, które znajdowały się tam wraz z nim były woźne i chłopak z czapką na głowie, wpatrzony w wyświetlacz swojego telefonu (chodź parę razy miał ze sobą aparat i również wpatrywał się w jego ekran). Louis na przerwach siedział w łazience, bądź bibliotece, żeby nie spotkać ludzi, którzy sprawiają, że cierpi, a na lekcji siedział w pierwszej ławce, a najbliższa osoba, siedząca za nim, znajdowała się dopiero w czwartej. Udawało mu się wszystkich omijać przez jakiś tydzień, może nawet półtora, jednak jego mama była inteligentną i spostrzegawczą kobietą, więc szybko spostrzegła, że coś jest nie tak. Któregoś pięknego dnia (jakby jakikolwiek dzień dla Louisa był piękny) zszedł do kuchni z tym samym celem co zwykle, lecz tym razem czekała na niego mama z kubkiem kawy w ręce i spojrzeniem świdrującym wejście do pomieszczenia, w którym obecnie stał Louis. Niebieskooki chciał się wycofać, jednak mama przywołała go do siebie i kazała usiąść na krześle. Czekali. Długo, nawet bardzo. Siedzieli w ciszy, bo bliźniacy byli na wycieczce, a Jerry siedział w swoim pokoju.
    " Najwyżej nie pójdę do szkoły" - Louis powiedział do siebie w myślach i uśmiechnął się, bo cieszył się, że chociaż dzisiaj nie spotka tych ludzi. Jego mama czekała. Z jej spojrzenia można było odczytać, że jest zła, ale też zmartwiona. Bardzo martwiła się o swojego synka, nawet jeśli przypominał jej o mężczyźnie, którego kochała, a ten opuścił ja, gdy dowiedział się o ciąży. Później jednak znalazła sobie kogoś innego - czyli ojca Jerry'ego i bliźniaków, który pozwolił nazwać się ojcem Louisa i to po nim chłopak miał nazwisko. Jednak, bo trzeciej ciąży, uznał, że Jay jest za gruba i za stara dla niego, więc i ten ją opuścił, a Max i Dan chowali się bez taty. Czasem spotykał się z tą trójką chłopaków, bo Louisa przestał uznawać za swojego syna i nie chciał go widywać, wtedy Lou był strasznie smutny, ale to nie mogło być to!- pomyślała jego mama- przecież oni nie widzieli się ostatnio ze swoim ojcem...
    Po pewnym czasie i namowach mamy, Louis opowiedział jej wszystko. Siedział jej na kolanach i strasznie płakał w jej ramię, a połowy rzeczy, które wydobyły się z jego ust, nie zrozumiała, jednak była tutaj dla niego i słuchała co mówi jej syneczek. Nawet Jerry, gdy wychodził do szkoły, nie wszedł do kuchni, tylko ominął pomieszczenie i wyszedł na zewnątrz.
    - Shh... cichutko kochanie.- szeptała mu na ucho. Czuł się w jej ramionach bezpiecznie, nikt nie mógł mu zrobić krzywdy. Była dla niego jak rycerz, jak bohater. Cieszył się, że ją ma.
~*~
    - Może pójdź tam i go przeproś, hmm? Pogadaj z nim LouLou, bo nie warto tracić tak cudownego chłopaka, przez głupi błąd. Wydaję się być wspaniały, z tego co mi opowiadałeś. A najważniejsze jest to, że uszczęśliwia mojego synka. Na pewno ci wybaczy, jeśli tylko powiesz mu to, co na prawdę czujesz.- wtuliłem się w nią mocniej i otarłem łzy. Nagle usłyszałem kłótnie bliźniaków, co oznaczało, że wrócili ze swojej misji. Jęknąłem, podniosłem się, a mama zachichotała. Weszli do salonu z kilkunastoma reklamówkami jedzenia i ... pracownikami hotelu. Nigdy więcej nie dam im wolnej ręki!
     - Wzięliśmy szofera!- powiedział Dan i rzucił siatki przede mną.- A oni- wskazał na dwóch zagubionych mężczyzn, którzy zbytnio nie wiedzieli co z tym zrobić.- pomagają nam to wnieść.- drzwi od windy otworzyły się po raz drugi. Jerry i troje kolejnych, zupełni mi obcych facetów, weszli do środka. Mężczyźni zanieśli to do salonu, gdzie starszy z moich braci kazał im to postawić... no obok mnie.
     - Więęęęęęc...- przedłużyłem to słowo, żeby zwrócili na mnie uwagę.- Gdzie są pierniczki?- spytałem i rozejrzałem się stosach reklamówek.
     - W tej trzeciej po lewo... nie to lewo! Moje lewo idioto!- prychnąłem i zacząłem szukać ciastek, aż usłyszałem pisk mamy:
     - Louis! Oni na to wydali pewnie kilkaset dolarów, a ty po prosty pytasz "gdzie są pierniczki?"?!- przeraziła się. No tak, ona nie była przyzwyczajona do mojego wydawania pieniędzy.
     - Kochana mamusiu, powiem ci, że na tej karcie było grubo ponad 15 tysięcy. Może nawet więcej. Powiem ci również, że na kilku kartach liczba przekracza sześć zer.- uśmiechnąłem się do niej, a ona zakryła usta dłonią.
    Zdecydowanie za często ich szokuję.
~*~
    Jest już 2 w nocy, a ja nie mogę spać. Leżę na kanapie z lampką wina w ręce i pudełkiem ciastek na stoliku. W myślach jestem gdzieś z daleko stąd i nadal zastanawiam się, czy otworzyć prezent od Eda. Przynieśli mi go parę godzin temu, gdy próbowałem wyciągnąć bliźniaków z mojego gabinetu, ale dopiero dzwonek do drzwi ich uspokoił (wcześniej zagroziłem im, że wezwę policję). Poczekałem, aż wszyscy usną i odpakowałem go. Najpierw zobaczyłem liścik i od tamtej pory nie wiedziałem, czy chcę to oglądać dalej.
"Album ze szkoły, jak byliśmy na ostatnim roku. Otwórz na 1 klasie. Ed xx"
Niby z Ed'em chodziliśmy do różnych szkół, ba! nawet w różnych miast, bo się wyprowadził, ale utrzymywaliśmy ze sobą kontakt i często się spotykaliśmy. Nie wiem co to miało znaczyć, ale bałem się dalszej części tego, co tam jest. Jednak po dłuższych rozmyślaniach, rozerwałem papier i moim oczom ukazał się wcześniej wspomniany album. Pierwsze co zrobiłem to znalazłem siebie i uśmiechnąłem się delikatnie, na widok 18-letniego chłopaka z grzywką i tradycyjnie granatową bluzką w białe paski (wow, zaszalałem wtedy. Kolory w innej kolejności.) Potem przewinąłem na 1 klasę, ludzie urodzeni w roczniku 1994. Przeglądałem kartki i przelatywałem nazwiska, ale zatrzymałem się przy jednym z nich.
"Harry Styles, rok 2009/2010, klasa 1, kierunek fotografia"
    Zakląłem w myślach i nie mogłem przestać wpatrywać się w zdjęcie chłopaka z czapką na głowie. Tego samego, który codziennie siedział na korytarzu i oglądał prawdopodobnie zdjęcia. Wspomnienia przyszły do głowy jak burza, a serce zatrzymało się. To jest niemożliwe. Czy... czy tym chłopakiem, którego Harry pokochał jak miał 16 lat, byłem ja?
~*~
     - No, a teraz do szkoły!- Jay uśmiechnęła się, a Lou jęknął i podniósł się z jej kolan. Nie poszedł tylko na pierwszą lekcję - historię. Poszedł na korytarz i zaczął się ubierać. Nie spieszyło mu się jednak, miał nadzieję, że nie pójdzie też na hiszpański, więc jego ruchy były spowolnione o połowę i gdyby nie jego mamę, która na niego krzyknęła, pewnie wiązałby buta po raz czwarty. Zachichotał i wyszedł z domu, zabierając swoją torbę. Miał o dziwo dobry humor, cieszył się, że porozmawiał z mamą. Miał nadzieję, że nic nie zniszczy tego dnia, jednak się mylił. Gdy tylko otworzył drzwi szkoły, ktoś na niego wpadł, powodując, że Lou odrzucił głowę do tyłu. Złapał się za nos i syknął cicho.
     - Oops, niezdara ze mnie, nic ci nie jest?- zapytał jakiś chłopak. Lou pokiwał głową i wyprostował się, nadal trzymając swój nos.
     - Hej, uhm... chyba jest w porządku.- powiedział i otworzył oczy, lecz ledwo co, bo wszystko go bolało, a z nosa zaczęła lecieć krew. Jedyne co zauważył to zielone oczy chłopaka, który teraz pędził w stronę boiska z aparatem powieszonym na szyi. Lou uśmiechnął się, że nie pójdzie na kolejną lekcję i skierował swoje kroki w kierunku gabinetu pielęgniarki.
***
notka od autorki: Zwaliłam tej rozdział po całości. Za dużo dialogów, za mało opisów uczuć. Za krótki. Nudny. Okropny. Nienawidzę siebie za ten rozdział. Więc w ramach rekompensaty powiem wam pierwszą część niespodzianki:
Po zakończeniu Rules, będę pisała kolejne ff :) 
To było moje 1 ff, które wzięłam tak na poważnie, więc każde kolejne to nie będzie to samo, jednak nie wyobrażam sobie życia bez pisania i jak skończę rules, zabieram się za kolejne. Szczegółów na razie wam nie podam, bo będą kolejne cześci niespodzianki ^^
PAMIĘTAJCIE O #RULESMEMORIES!
Ahh no i epilog powinien pojawić się 31 grudnia :D
P.S.: podoba mi się jedynie to nawiązanie do "oops" i "hi" heheheh :D
Wasza Lucy xx

14 komentarzy:

  1. Rozczulasz mnie skarbie! Ciemna strona Harry'ego wylania się na wierzch jak śliska dżdżownica... Czekam na next i nie przejmuj sie bo rozdział tak jak wszystkie jest ekstra!
    @UfoPornotic

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi ten rozdział się podoba:D Czekam na następny:)
    @Jumbie189

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny cudowny rozdział. Rozczulila mnie scena wspomnienia Lou i moment kiedy uświadomił sobie ze Harry kochał go juz w liceum *_* amazing jestem pod dużym wrażeniem, a jak Lou wyciągał te karty kredytowe xD ci bracia to pewnie niezłą rozrubę mu tam zrobią, mam nadzieje ze Louis jakoś zadziała i naprawi sprawę z Harry'm po tym czego sie dowiedział ;-; czekam na nexta lots of love :** @dreamstobottom

    OdpowiedzUsuń
  4. Humor po ostatnim rozdziale (a czytałam go wczoraj, po wcześniej nie miałam czasu) zdecydowanie mi się poprawił. Mój śmiech było słychać w całym domu, jak czytałam ten fragment z prezerwatywami. Myślałam, że padne. Słodko jest mieć takich braci, ciągle się do Ciebie przytulają. Aww ❤Chciałabym mieć tyle kasy co LouLou...Bożeee, marzenie *-* Zazdroszczę. Ci. Louis. Rozdział genialny, w sumie nic nowego. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny - @AJDirectioners xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz, jak kocham te wszystkie wspomnienia Louisa :) Jeśli Harry naprawdę jest w nim zakochany taki szmat czasu (a nie wyobrażam sobie innej opcji, ha), jest to jedna z najkochańszych rzeczy, jaki dane mi było przeczytać. Mam nadzieję, że Boo spotka się z Harrym, nie zmarnuje szansy na miłość i szczęście...
    @smolipaluch

    OdpowiedzUsuń
  6. awww boziu kocham kocham kocham to <333 czekam na kolejny @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz jak ja Cię kocham za to opowiadanie *.* Rozdział genialny jak zawsze :)

    @luvmydreams

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział genialny *-*
    Czekam na kolejny rozdział
    PS. Kocham ten blog

    OdpowiedzUsuń
  9. Najlepisze było "Więęęęc... Gdzie pierniczki?"

    @HarryIsMyyBaby

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie pierdziel bo rozdział jest świetny. Ja tan wole dialogi:>

    I Loui na kolanach mamusi to takie kochane *-*
    Uwielbiam jego braci haha ci szoferzy mnie rozwalili:)

    Mam nadzieję, że Tomlinson pójdzie do Harry'ego wreszcie:*

    /@bizzmefever

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  12. *o*
    TEN ROZDZIAŁ JEST......................................AAAAAAAAAAAA! NIE, NIE, NIE, NIE, NIE, NIE. NIE MA SŁÓW, ŻEBY GO OKREŚLIĆ.
    JEST PO PROSTU ZAJEBIŚCIE ZAJEBISTY *o*
    ( tak wiem, w tym zdaniu nie ma logiki =>)
    GENIALNY, ŚMIESZNY, SŁODKI, IDEALNY, ZAJEBISTY, WSPANIAŁY, BOSKI, ŚWIETNY, SŁÓW MI ZABRAKŁO, CUDOWNY.
    KOCHAM CIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    /HI!
    PS.MAM NADZIEJĘ, ŻE TOMLINSON RUSZY SWOJE ZACNE CZTERY LITERY I PÓJDZIE DO HAZZY.

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejo! xx A więc dzisiaj wieczorem znalazłam to ff i właśnie przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały. Jestem dosłownie rozdarta, płakałam przez połowę rozdziałów ;(( Nie obyło się również bez oh jacy oni są słodyc itp xx Jestem wściekła na Lou bo rani mojego bąbelka i naprawdę nie mogę tego zrozumieć dlaczego on jest taki uparty. Przecież kocha Harrego, zależy mu na nim i jeszcze teraz dowiaduje się że Harry już w czasie liceum czuł coś do niego więc ziamiast ranić siebie i jego powinien ruszyć ten swój sexowny tyłek i znim szczerze porozmawiać bo powinien walczyć o miłość a nie trzymać się zasad które i tak złamał przy Harry.
    Więc masz nową czytelniczke :) Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję że nie będą aż tak smutne bo znów będę ryczeć oh i błagam cię o jedno nie rób złego zakończenia bo tego nie przeżyje wystarczy że teraz wylałam morze łez ;(
    Życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  14. Niewiem dlaczego ale bardzo plakac mi sie chce

    OdpowiedzUsuń