niedziela, 19 października 2014

Rozdział 16

   Stałem jak zamurowany i nie mogłem się poruszyć. Harry wreszcie się rozłączył. Schował telefon do kieszeni i powoli się odwrócił. Spojrzał na mnie szeroko rozwartymi oczami i co chwilę otwierał usta, niczym rybka, ale nie wypowiedział, ani słowa. Przeczesał włosy ręką i głośno wypuścił powietrze. Zamknąłem oczy i pokręciłem głową. Pod powiekami czułem łzy, choć sam nie wiedziałem czemu. Podszedłem do drzwi mojego samochodu i otworzyłem je z rozmachem. Wsiadłem pospiesznie i zatrzasnąłem je za sobą. Harry stał ciągle w tym samym miejscu, a ja ruszyłem z piskiem opon. Spojrzałem w lusterko i zobaczyłem zapłakanego Harry'ego biegnącego za autem.
   Zostawiłem go tak po prostu...
~*~
    Sobota. Dzisiaj biuro czynne tylko do 14, więc i ja nie mogłem się zatracić w mojej papierkowej robocie. Vivienne próbowała ze mnie wydobyć szczegóły już z 4 razy, ale za każdym razem ją spławiałem.
    - Daj mi spokój, jestem zajęty! - warknąłem po raz 5 tego dnia, a wskazówki zegara wlokły się 10 razy wolniej niż zwykle. Dziewczyna wyszła i wreszcie mogłem nadrobić wszystko, czego nie zrobiłem w ciągu ostatnich kilku dni. W głowie miałem mętlik i nic nie układało się w całość. Skoro Hazz jest gejem to wątpię, żeby był ojcem, ale z drugiej strony do obcego dziecka nie jeździłby tak daleko. Może to była jego druga praca? Może wstydził się przyznać, że ma córeczkę, bo był wtedy pijany albo załamany? W sumie sam bym się wstydził, gdybym zrobił dziecko jakiejś kobiecie, gdy byłem pod wpływem alkoholu lub po prostu tego nie chciałem. Ale czemu mi tego nie powiedział? Mówił o tylu kompromitujących sytuacjach, widziałem jego misia, sam byłem powodem żenującej sytuacji, jaka spotkała nas obydwu.
    Kompletnie tego nie rozumiem.
    Najgorsze jest to, że nawet nie próbował tego wytłumaczyć. Nie powiedział, ani słowa, a teraz nawet się nie odezwał. Może nie chce mi o tym mówić?
   Ale ja chcę wiedzieć. Sięgnąłem po telefon i wybrałem jego numer.
   Pierwszy sygnał... Piip... Drugi... Piip... nigdy tak długo nie odbierał ode mnie... Piip... może się wstydzi, czy coś?... Piip...albo nie dotarł wczoraj do domu?!... Piip... Nie odebrał za pierwszym razem.
   Ponownie wybrałem jego numer. Zaczęły mnie zżerać straszne wyrzuty sumienia. Może nie miał jak wrócić do domu, albo po prostu mu się coś stało? I to jeszcze byłaby moja wina...
    Gdy nie odebrał za 7 razem zacząłem krążyć po moim gabinecie pełny obaw. W końcu, gdy usłyszałem po raz kolejny "abonent chwilowo zajęty, prosimy odebrać później" to rzuciłem telefon o podłogę, a na ekranie pojawiło się grube pęknięcie od którego odchodziły kolejne mniejsze, przypominające sieć pająka. Podniosłem mojego iPhone'a i zacząłem się mu uważnie przyglądać. Dzięki Bogu, jeszcze działał. Nagle na ekranie pojawiło się zdjęcie moje i Harry'ego, a u góry widniał napis "Loczek". Z ulga w sercu kliknąłem zieloną słuchawkę.
    - Halo?- spytałem neutralnym tonem, choć w podświadomości skakałem jak małe dziecko cieszące się z tej rozmowy.
    - Dzwoniłeś.- szepnął ochryple. Słychać było, że płakał, ani się nie wyspał.
    - Em... tak.- podrapałem się na karku i rozejrzałem się po gabinecie. Rzeczywiście, było tu pusto.- Może... może się spotkamy i pogadamy, co?
    - Oh.- szepnął i przez chwilę panowała niezręczna cisza.- Nie mogę. Jestem umówiony... z koleżanką. odpowiedział, a ja się zmieszałem. Znowu mi odmówił, a ja znów miałem wrażenie, ze się wygłupiłem.
    - Rozumiem... eee... Napisz, jak będziesz mógł się spotkać... czy coś.- mruknąłem i się rozłączyłem. Schowałem potłuczony telefon do kieszeni i spojrzałem na zegar. Jest druga. Wziąłem swoją teczkę, spakowałem do niej pozostałe dokumenty, nad którymi muszę popracować w domu i wyszedłem na korytarz. Vivienne też się pakowała do domu. W uszach miała słuchawki i chyba z kimś rozmawiała.
     - Pewnie, że się spotkamy! Pod naszą kawiarnią, jak zwykle?- zawołała do telefonu, który podstawiała sobie do brody. W pewnym momencie zaczęła chichotać i zarumieniła się.- Głupek. Dobra, za dwie godziny, taaak?- zawołała przedłużając ostatni wyraz.- Świetnie, do zobaczenia Kędziorku.- mruknęła i się rozłączyła. Po chwili zaczęła śpiewać. Zarzuciła sobie torebkę na ramię i skierowała się w stronę windy, a ja stałem nie rozumiejąc zupełnie nic, co przed chwilą zaszło. Westchnąłem i podszedłem do windy, gdzie stała rozśpiewana Viv. Pomachała mi dłonią nieświadoma, że słyszałem jej rozmowę.
    Nie mam pojęcia, czy to ja jestem taki głupi, czy pozostali tacy skomplikowani?
~*~
   Jechałem samochodem okrężną drogą, ponieważ w radiu mówili coś o wypadku ciężarówki, który zatrzymał ruch w centrum miasta. Niestety, tu też było tłoczno i jechałem z zabójczą prędkością 30 kilometrów na godzinę. Przynajmniej mogłem poznać to miasto. Nigdy nie miałem okazji obejrzeć każdego szczegółu tej wielkiej metropolii, więc może teraz poznam jakieś szczegóły.
    Wielka kwiaciarnia, pod którą stało z 30 osób i każdy się przepychał, żeby kupić jakiś bukiecik dla wyjątkowej osoby w życiu. Przyglądając się wystawie - były na prawdę piękne, a ludzie wychodzący ze środka mieli wyjątkowe wiązanki.
    Dalej była cukiernia, słynna w całym Nowym Yorku, ale nigdy w niej nie byłem. Zaparkowałem niedaleko i wysiadłem z samochodu, upewniając się, że będzie widoczne spod sklepu. Stanąłem w długim ogonku i z niecierpliwością czekałem na moją kolej. Minęła jakaś godzina, a ja dopiero znalazłem się w środku. Moje oczy rozszerzyły się maksymalnie. Rozejrzałem się po wnętrzu, a moje ozy zatrzymały się na ladach pełnych ciastek, ciasteczek, tortów, babeczek i innych smakołyków. Dopóki nie przyszła moja kolej mogłem wpatrywać się w słodkości jak mały chłopiec.
    - Co podać?- zapytała uprzejmie blondynka za ladą.
    - Babeczkę waniliową, czekoladową i może cytrynową.- powiedziałem obserwując ruchy kobiety, która zgrabnie zapakowała ozdobione lukrem muffinki. Podała mi moje zamówienie i zaczęła wystukiwać je na kasę.
    - Coś jeszcze?- w sumie, nie wiadomo kiedy tu znowu przyjadę, a jak będę to pewnie zestarzeję się szybciej niż znowu kupie te słodkości.
    - Może tych rogalików z jabłkami?- mruknąłem, a sprzedawczyni zważyła mi cały woreczek rogalików. Miałem wrażenie, że ślina zaraz ścieknie mi po brodzie.
   Po dwudziestu minutach wyszedłem ze sklepu z pełną torbą słodyczy i zdecydowałem jednak się przejść kawałek zamiast wracać do samochodu. Wyciągnąłem jednego rogalika i ugryzłem go w połowie. Nadzienie jabłkowe z cynamonem rozeszło się po moich ustach. To było takie świetne, że nie zwracałem uwagi na nic innego i wreszcie reklamówka zrobiła się pusta. Spojrzałem przed siebie i nie mogłem uwierzyć w to co widzę.
    Harry przytulał się z jakąś dziewczyną. Była niższa od niego o półtorej głowy, więc stałą na palcach, żeby go złapać wokół szyi. Miała na sobie czerwone spodnie i czarna koszulę, ale najbardziej w oczy wrzucały się jej włosy. Ciemnobrązowe z blond ombrą do połowy ich długości. Gdybym nie znał Harry'ego pomyślałbym, że to jego dziewczyna.
   Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę mojego samochodu.

~Harry's POV~

    Siedziałem przy stoliku i czekałem, aż moja znajoma wreszcie przyjdzie. Punktualność nie była jej mocną stroną, ale zawsze mogła mi doradzić. A zwłaszcza teraz w mojej sytuacji z Louisem. Mieszałem łyżeczką moją kawę już od dziesięciu minut, czekając na dziewczynę. Nagle wpadła przez drzwi zdyszana. Uśmiechnąłem się szeroko, a ona natychmiastowo mnie zauważyła. Podeszła pewnym krokiem do miejsca na przeciwko mnie i zabrała moją filiżankę.
    - Śmiało, pij. Mnie nie przeszkadza.- odpowiedziałem ironicznie.
    - Zmęczyłam się!- pisnęła.
    - Widzę. - złapałem jej włosy.- Fryzjer, kosmetyczka i paznokcie?- spojrzałem na jej wyregulowane brwi oraz dopracowane paznokcie. Miała też blond końcówki, co dodawało jej uroku.
    - Może.- mruknęła i wypiła moją kawę do końca. Wzięła menu i zaczęła mu się przyglądać, a ja czekałem, aż się odezwie.- Co tym razem zrobił?
    - Nie on, ale ja.- westchnąłem, a ona odłożyła kartę i złapała moją dłoń. Spojrzałem w jej brązowe oczy i delikatnie się uśmiechnąłem.- Ja się chyba w nim zakochałem.- szepnąłem z trudem, a ona zacisnęła mocniej palce.
    - Hazz... jeszcze parę tygodni temu mówiłeś mi, że jest ci potrzebny tylko do tej wystawy. Że po prostu chciałeś zachwycić sędziów. Chciałeś po prostu wygrać.- zaczęła mi tłumaczyć to co wiedziałem doskonale.- Mówiłeś, że się nie będziesz angażował...
    - Wiem, co mówiłem.- mruknąłem- Nie przypominaj mi...
    - Jednakże.- totalnie zlekceważyła to co powiedziałem- Każdy ma prawo się zakochać. Nie ważne w kim, nie ważne z jaką siłą. To się dzieje... tak nagle. Nie winię cię za to i wiem jakie to uczucie. Tylko nie wiem jak chcesz mu to wytłumaczyć...
     - Przyjechałem tutaj, żeby zapomnieć o wcześniejszym uczuciu. Potem dowiedziałem się, że tutaj jest i wszyscy chcieli, żeby go sobie darował. Nie mogłem tak po prostu tego zostawić, ale z drugiej strony nie chciałem znów tego czuć. Myślałem, że po prostu ta wystawa mi pomoże go poznać i utrzymać w przekonaniu, że to ten sam chłopak.
    - Harry o czym ty mówisz?- dziewczyna zmarszczyła brwi.
    - Mówiłem ci. Zakochałem się w Louisie jeszcze w szkole średniej, lecz on nigdy mnie nie zauważał. W sumie sam był na uboczu. Wtedy... jak go spotkałem parę miesięcy temu i zniszczył mój aparat... wtedy uznałem, że to nie jest ten sam Louis co był. Chciałem go poznać na nowo... nie jako słodziaka z grzywką, jakiego pamiętam, ale prawdziwego mężczyznę...
    - Który ma swoje zasady?- dokończyła za mnie, a ja kiwnąłem głową.
    - Myślałem, że takiego Louisa nie da się kochać. Że po prostu jest inny... bardziej interesujący. Każdy chciałby poznać szczegóły jego życia i po prostu chciałem pokazać tą Tajemnice Nowego Yorku... po prostu uznałem, że mogę ukazać jak człowiek może się zmienić. Uznałem, że jest ...- zarumieniłem się- złym człowiekiem. Takim z mojego wyobrażenia o wszystkich biznesmenach...
    - Bo taki jest.- prychnęła.
    - Nie, nie jest. Nie znasz go tak ja go znam...
    - Harry, zrozum, że on chce cię po prostu wykorzystać.- powiedziała zdenerwowana.
    - Nie zachowuje się jak człowiek, który chce mnie wykorzystać.
   Żadne z nas nie powiedziało już ani słowa. Zamówiliśmy po prostu ciasto i gorącą czekoladę i zjedliśmy to w ciszy. Byłem po prostu przygnębiony i patrzyłem na dziewczynę spod byka. Jęknąłem głośno i zjechałem z krzesła.
    - Może pojedź odwiedzić Teddy? Na pewno się ucieszy, że cię zobaczy.- uśmiechnęła się pokrzepiająco, a ja jęknąłem jeszcze głośniej.- Co jest?
    - Bo Lou tak jakby dowiedział się o Teddy...- szepnąłem i zakryłem twarz w dłoniach.
    - CO?!- krzykneła, a ja odsunąłem ręce i zauważyłem, że większość osób odwróciła się w naszą stronę.- Co?!- powtórzyła ciszej przybliżając się do mnie.
    - Bo rozmawiałem z nią i Louis to słyszał i od tamtej pory nie gadam z nim...- zacząłem się tłumaczyć.- Boję się, co o mnie pomyśli...
    - Nie twoja wina, ze z niego jest taki idiota. Ty po prostu się starasz zapewnić jej szczęśliwe dzieciństwo... Tym bardziej powinieneś ją odwiedzić.
    - Chyba tak zrobię.- podniosłem się, a dziewczyna zrobiła to samo. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Pochyliłem się, żeby przytulić moją koleżankę, a ona zawiesiła ręce na mojej szyi. Zamknąłem oczy i staliśmy tak przez chwilę. Tak bardzo chciałem, żeby wszystko było po staremu, ale z drugiej strony - za bardzo przywiązałem się do Lou i nie chciałbym go stracić.- Jedź ze mną.- szepnąłem, a ona zesztywniała.
    - Dobrze.- odpowiedziała po chwili.

~Louis' POV~

    Niedziela. Jeden z najgorszych dni, jakie są. Wszystko pozamykane, spokój i cisza, w miarę możliwości ludzi z Nowego Yorku. A do tego znowu spędzam ją sam. Nigdy nie odczuwałem takiej samotności. Podobało mi się relaksowanie w niedzielne popołudnie, nadrabianie zaległości, filmy lub książka. A dzisiaj czułem, że nie chcę tak siedzieć. Ale co miałem zrobić? Vivienne pisała do mnie, że w pracy pojawi się we wtorek. Harry się nie odzywa, a ja nie będę się znów narzucał. Liam jeszcze jest ze swoją dziewczyną, która wyjeżdża w przyszłym tygodniu i nie ma czasu się ze mną spotkać. Teraz przypomniałem sobie jak razem z braćmi i mamą w niedziele organizowaliśmy jakieś zabawy, jedliśmy wspólny obiad, a czasem pogrywałem na gitarze. Mama była ze mnie dumna, że się rozwijam.
     "Chyba będziesz kiedyś piosenkarzem" powtarzała za każdym razem, gdy nauczyłem się nowej piosenki. Uwielbiała mój głos, choć moim bracia też lubili śpiewać. Czułem się wtedy wyjątkowo, rozpierała mnie radość, że matka jest dumna.
     No, ale nie mam jak się z nimi spotkać. Przyjadą dopiero za kilka tygodni, a ja nie mam czasu, żeby jechać do Wielkiej Brytanii. Choć mogę zadzwonić...
     Sięgnąłem po potłuczony telefon i wybrałem numer do Jerry'ego. Odebrał natychmiast, ale zamiast coś powiedzieć krzyknął:
     - EJ! CUD SIĘ STAŁ, LOUIS DZWONI!- i usłyszałem piknięcie co oznaczało, że wziął mnie na głośnomówiący. Zacząłem się śmiać, bo w tle było słychać jak bliźniacy się kłócą o to, który pierwszy weźmie słuchawkę, a mama pisnęła ze szczęścia i rzuciła czymś.
     - Cześć wam.- powiedziałem, a w sercu poczułem ucisk. Byli tak daleko, a ja miałem ogromną ochotę ich przytulić.
     - Cześć kochanie!- powiedziała mama zapłakanym tonem, pewnie miała łzy w oczach. Po chwili bracia zaczęli ją naśladować i wszyscy wybuchliśmy donośnym śmiechem.
     - Jak się masz... kochanie.- zachichotał Max, a ja wywróciłem oczami. Zacząłem trochę opowiadać, że w firmie trochę pracy, że mam nowe inwestycje, o koncercie Eda. Nie wspomniałem, ani słowa o Harrym.
     - Jestem z ciebie strasznie dumna.- powiedziała moja mama, a ja wiedziałem, że jest na skraju wytrzymałości i zaraz zacznie płakać.- Ostatnio byłam w Londynie na badaniach i jak pokazałam moje nazwisko to zaczęli się o ciebie wypytywać. Potem już cała klinika mówiła o moim ukochanym syneczku...
    - MAMO, MY TEŻ TU JESTEŚMY!- wrzasnęli moi bracia, ale zaczęli się śmiać.
    - Ta... my też zauważyliśmy, że nasz brat jest sławny.- powiedział Dan.- Wiesz ile dziewczyn się o ciebie wypytuje? Stary, możesz mieć każdą...
    - Gdyby nie miał chłopaka.- zaśmiał się Jerry, a ja się zarumieniłem. Dobrze, że tego nie widzieli.
    - Nie mam chłopaka.- warknąłem.
    - Na pewno! Louis, nie wierzę, że ten cały gościu o kręconych włosach to tylko twój przyjaciel. Nawet, jeśli gazety kłamią i zmyślają te wszystkie artykuły to nie wybronisz się przed zdjęciami.- wytłumaczył Max. Kiedy oni tak dorośli?
    Nie wracaliśmy już do tego tematu. Oni opowiadali o szkole, Jerry dostał się na studia zaoczne i znalazł pracę. Proponowałem mu, żeby zatrudnił się w siedzibie mojej firmy w Londynie, ale uznał, że nie będzie szpanował na nazwisko i sam sobie poradził. Mama mówiła o swojej przyjaciółce Anne, która jest mamą dziewczyny Maxa. Bliźniacy zaczęli się kłócić o to, który ma lepszy tatuaż i namawiali mnie, żebym też zrobił sobie jakąś "dziarę". Potem opowiadali jak założyli zespół w szkole z dwojgiem swoich przyjaciół i rozmyślaliśmy nad tym, czy dziewczyny na nich lecą, bo dobrze grają, czy że mają przystojnego brata. Jerry wspomniał, że teraz wszystkie kobiety w mieście latają po ulicy z wzmiankami o mnie, a nastolatki we mnie zabujane miały łzy w oczach, że facet ich marzeń jest zajęty. Potem rozmowa przeszła na temat dziewczyny Maxa. Opowiadał jaka ona jest piękna, cudowna, mądra i wiele innych przymiotników, które opisywały jaka ona jest fantastyczna. Dan uznał, że podoba mu się jego koleżanka, ale boi się do niej zgadać, bo dopiero co rozeszła się ze swoim byłym, który ją zdradzał. Jerry w ogóle się nie odzywał na ten temat, chociaż mama ciągle go podpuszczała, żeby wreszcie mi powiedział.
    - No Jerry! To twój brat, czemu mu nie powiesz?!- spytała po raz setny. Jerry jęknął głośno - to było chyba dla nas charakterystyczne, bo przypomniałem sobie, że robię tak samo.
    - Dobrze, dobrze!- mruknął.- Louis, chciałem ci to powiedzieć dopiero jak przyjedziemy, ale słyszysz mamę.- warknął.- Żenię się.
   Otworzyłem szeroko buzię, a telefon o mało nie wypadł mi z rąk na tą nowinę. Zacząłem wypytywać się o szczegóły, jak ja poznał, czemu bierze ślub w tak młodym wieku, jak ona wygląda. Chciałem wiedzieć wszystko. Bliźniacy śmiali się z niego, bo swoją narzeczoną - bodajże miała na imię Christie - nazywał pyszczusiem, myszką albo kwiatuszkiem. Szczerze to sam miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, ale skończyło się tylko na chichotaniu.
   Rozmawialiśmy już 3 godziny, ale nie chciałem się rozłączać. Czułem się tak świetnie, jakby znowu byli obok mnie. Namówiłem chłopaków, żeby coś zaśpiewali. Długo to potrwało, ale w końcu we czterech zaśpiewaliśmy "Umbrella" Rihanny. Jerry był wniebowzięty, bo Riri była jego idolką, ale nigdy nie miał okazji pójść na koncert. Zdecydowanie zaniedbuję moją rodzinę, czasem zapominam, że oni są nadal częścią mojego życia. Postanowiłem, że przy najbliższej okazji będę musiał to nadrobić.
   Mijała godzina za godziną, a my nadal rozmawialiśmy, jakbyśmy nigdy się nie widzieli i musieli opowiedzieć wszystko od początku. Pewnie zapłacę krocie za tą rozmowę, ale to mnie najmniej interesowało. Najważniejsze, że wszyscy się cieszyliśmy z tego, że możemy razem pogadać mimo, iż dzieliły nas tysiące kilometrów. Gdy wybiła 4 po południu mama uznała, że musi podać obiad, ale moim bracia zaprotestowali i nie chcieli się rozłączać.
    - Spoko, jedzcie sobie. Ja też chyba coś zjem.- mruknąłem, a na potwierdzenie moich słów głośno zaburczało mi w brzuchu.
~*~
   Od kilku dni Harry nie ma czasu. Ciągle jest z kimś umówiony. Tak samo Vivienne. We wtorek przyszła do pracy - trochę odmieniona. Inny kolor włosów, zrelaksowana ... po prostu wyglądała inaczej. Wszystko mnie denerwowało, każdy mnie olewał, jedynie codziennie rozmawiałem z braćmi i mamą. W końcu zadzwoniłem do Harry'ego, bo nie chciałem, żeby tak po prostu to skończyć. Może to była hipokryzja, ale po prostu przyzwyczaiłem się do niego. Odebrał po drugim sygnale.
    - Ymm... Harry, może się jutro spotkamy?- zapytałem, a on zwlekał z odpowiedzią.
    - Okej... może wyjdziemy do kina, czy gdzieś?
    - Pewnie.- odpowiedziałem uśmiechając się. Chłopak pożegnał się i po chwili usłyszałem pikanie w telefonie. Spojrzałem na potłuczony ekran i uznałem, że muszę kupić sobie nowy. Podszedłem do okna i spojrzałem w dół. Było tu cholernie wysoko. Wszystko wydawało się takie małe i niewyraźne, ale jednak niektóre fakty można było połączyć. Na przykład to, że miałem wrażenie, że widzę samochód Harry'ego. W sumie mogłem się przewidzieć - było wiele takich samochodów. I wielu chłopaków o takich włosach... Oparłem czoło o szybę i zobaczyłem, że jakaś dziewczyna podlatuje do tego chłopaka o kręconych włosach. Tak bardzo miałem ochotę przytulić się do Harry'ego...
   Wyszedłem na korytarz, żeby pogadać z Vivienne, ale jej nie było. Zapukałem do kantorka, ale był zamknięty. Nagle zobaczyłem na biurku kartkę.
     "Przyjdę za godzinę, wyszłam na przerwę"
   Westchnąłem i nie wiedziałem co ze sobą robić. Czułem się tak cholernie beznadziejnie, że ona i Harry ciągle gdzieś wychodzą...
    Kurwa.
    A może oni wychodzą gdzieś razem?
~*~
    Szczęście znajdzie sposób, prawda? Miłość zawsze zwycięża, prawda? Najgorsze jest to, że zbyt trudno jest zrezygnować z kogoś, kto cię kocha, a ty nie wiesz co do niego czujesz.
    Dzięki niemu nigdy nie opuszcza mnie uśmiech, te cholerne dołeczki są moją słabością. Nie powinienem tego czuć. Ugh. Czuję się tak, używany, chcę być znów potrzebny. On już nie ma dla mnie czasu. 
Jestem tak daleko od domu, tęsknię. Jak nigdy w życiu brakuje mi dzieciństwa, mojego domu. Brakuje mi tego jak mama mówiła na nasze miasto Donny. Ale wtedy wszystko było takie trudne. Nienawidzę swojego ojca, mimo iż go do końca nie znam. Nigdy nie wybaczę mu tego co zrobił.
       Ale czy ja w przyszłości będę lepszy do niego?
           A może już jestem taki jak on?
                      Louis xx
***
notka od autorki: jejku, tak dawno nie było rozdziału ._. Ten rozdział jest z dedykacją dla @DreamsToBottom :D jesteś moją inspiracją XD Ogólnie jestem jeden rozdział do tyłu i będę musiała to niedługo nadrobić, może jak będzie jakiś dłuższy czas wolnego? Mam nadzieję, że wam trochę rozjaśniłam sprawę, a wy mnie nie zabijecie... proszę... XD 
15 komentarzy = nowy rozdział 
wasza Lucy xx 

13 komentarzy:

  1. aww boziu boski <33 aww zakochał się w nim i wg tyle się dzieje kocham kocham czekam*.* na kolejny świetny rozdział <333333 @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny ❤Jeju chcę już następny :D Kocham to opowiadanie i nwm co powiedzieć , bo jest super xd Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie emocje. Bardzo podobał mi się rozdział. Oczywiście czekam na następny. Spokojnie, nie zabije Cie....to taki gest pocieszenia.
    Pozdrawiam @AJDirectioners xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny ! Ciekawe co bedzie z Hazza.

    @HarryIsMyyBaby

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałam sie tego po Harrym. Raczej obstawiałam, że to Louis go zrani, a tu BAAM! No nie mogę. @UfoPornotic

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku biedny Louis i Harry w sumie też :(
    @upsscalum

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju jeszcze bardziej mi smutno..
    biedy Harry i Louis..
    mam nadzieję, że się pogodzą i będzie oki:(
    i że 1D przyjedzie do Polski:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Woah. To opowiadanie jest cudowne. Pokochałam je i już się do niego przywiązałam. Dzisiaj pisałyśmy na tt i mam prośbę, czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku nawet nie wiesz jak bardzo mi miło, że był z dedykacją dla mnie i tak bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że nie miałam czasu go przeczytać. Rozdział jak zwykle świetny, ale kurczę czemu Lou jest taki ciotą i nie załatwił tej sprawy z telefonem od razu?! Jak mógł tak po prostu wsiąść w samochód i odjechać ;-; a co to za dziecko? @dreamstobottom

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow super <3
    Zapraszam -> http://prettylittleliarspolan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja sie naprawde zakochalam w tym ff.
    Wątek z tym ze Harry tez w pewnym sensie oszukuje Louisa jest szokujący bo Harry... to Harry najbardziej uczciwy czlowiek na ziemi

    OdpowiedzUsuń