Nieznośny alarm budzika obwieścił, że trzeba wreszcie wstać. Nie lubiłem spać zbyt długo, ale nie byłem też rannym ptaszkiem. Godzina 8 to była idealna pora na obudzenie się, pod warunkiem, jeśli położyłem się przed północą. Co innego jakbym imprezował. Wyciągnąłem rękę i wyłączyłem dudniący w pokoju dźwięk. Zawsze mnie irytował, ale nie chciałem go zmieniać, ponieważ, dzięki temu, miałem ochotę się podnieść i to wyłączyć. Podniosłem się i ruszyłem do łazienki, która znajdowała się naprzeciwko mojej sypialni. Przynajmniej jedna z nich. Miałem jeszcze toaletę na dole i dwie łazienki dla gości, tak samo 3 sypialnie, które na co dzień były puste. Jednak, gdy się dopiero tu wprowadzałem, bracia i mama kłócili się, kto gdzie będzie spał, bo dostępny był tylko jeden pokój gościnny. Skończyło się, że moja rodzicielka usnęła na kanapie, gdy oglądaliśmy film, mój dwudziestoletni brat – Jerry, spał ze mną, a siedemnastoletni bliźniacy w gościnnym (chociaż, jak się okazało Dan zepchnął Maxa na podłogę).
Taa… moi bracia. Byliśmy do siebie bardzo podobni z
charakterów… przynajmniej, zanim stałem się taki bezwzględny. Każdy z nas był
zabawny, bezczelny i szczery do bólu. Lubiliśmy się wygłupiać i płatać figle,
zwłaszcza naszej mamie. Były to niewinne żarciki, czy to w domy, czy w szkole.
Ja i Jerry byliśmy do siebie najbardziej podobni. Błękitne oczy, pociągła
twarz, wydatne kości policzkowe. Ja miałem karmelowe, a on kruczoczarne włosy,
nawet styl ubierania mieliśmy (kiedyś) podobny, dopóki nie zacząłem chodzić w
garniturach prawie codziennie. Bliźniacy natomiast byli tak różni, że mało kto
wierzył, że są ze sobą choćby spokrewnieni. Max, starszy, co wspominał na
każdym kroku, miał bliżej nie określony kolor oczy. Trochę zieleni, trochę
szarego, trochę brązowego, podobno miał te oczy po swoim tacie. Włosy miał tego
samego koloru co ja, może nawet jaśniejsze, kręcone. Danny natomiast był
blondynem o błękitnych oczach, z grzywką ułożoną do góry, ponieważ tak samo jak
ja, kochał mieć idealnie ułożone włosy. Był z nas najwyższy, było to trochę
przerażające, ale jednak przyzwyczaiłem się do bycia tym najniższym. Kochałem
ich mocno, chociaż nie dawałem tego po sobie poznać. Odkąd wyjechałem z
Doncaster, moje życie zmieniło się nie do poznania. Przestałem sobą pomiatać,
teraz ja byłem tym najważniejszych, zacząłem ćwiczyć, uczyć się lepiej i po
roku mieszkania w Nowym Yorku, otworzyłem firmę. W ciągu 2 lat rozwinęła się i
teraz mam siedziby w wielu państwach, na koncie miliony, i jestem znany w całej
Ameryce oraz Europie.
Wszedłem do łazienki i spojrzałem się na swoje odbicie
w lustrze. Niebieskooki, średniego wzrostu, trochę umięśniony, rzadko
uśmiechający się, choć w sercu nadal dziecinny Brytyjczyk. Taki już byłem,
jednak nie dawałem po sobie poznać, że mógłbym być trochę milszy. Zniknąłby autorytet
wśród pracowników, narobiłby się zamęt. Oparłem dłonie o umywalkę i spuściłem
wzrok. Westchnąłem ciężko.
- Muszę jechać dziś
do biura.- rozkazałem sobie. Jako szef miałem taką możliwość nie pojawiania się
codziennie, mogłem pracować u siebie w gabinecie, salonie, a nawet kuchni.
Posiadałem nie tylko firmę budowlaną, a także linie lotnicze oraz mniejsze
przedsiębiorstwa. W najbliższym czasie chciałem otworzyć coś nowego,
przynoszącego zyski. Coś codziennego użytku. Studio fotograficzne, muzyczne? Może
jakiś market, albo restauracje? Zdjąłem z siebie niewielką ilość ubrań, w
postaci szarych dresów, po czym wszedłem do kabiny prysznicowej.
Przestałem rozmyślać o pracy, musiałem skupić się
zielonookim chłopaku z piekarni. Był dla
mnie kimś w rodzaju bonusu, kimś niepowtarzalnym, delikatnym, kruchym. To
jeszcze bardziej sprawiało, że chciałem go zdobyć. Jednak nie mogłem zmienić
swoich zasad. Nie chciałbym później mieć konsekwencji, z powodu uczuć, które
mógłby poczuć Harry. Co mi w tym pomoże?
Bez pośpiechu.- żeby się nie speszył i nie uciekł za
szybko.
Poznaj go.-
żeby nabrał do mnie zaufania.
Dominuj.- aby
wiedział, że to ja ustalam zasady tej gry.
Nie przywiązuj
się.- bo inaczej skończy się to dla mnie nie najlepiej.
Zdecydowanie
muszę tak zrobić, muszę stosować się do wytycznych. Nadal nie wiedziałem, co
pociąga mnie w Harrym. To, że wydaje się znajomy? Że jest taki niewinny? Że
przy mnie zachowuje się, jakby miał zaraz zapaść się pod ziemię, przez swoją
nieśmiałość? Może to jego wygląd tak na mnie działa? Nie wiem. Muszę go poznać,
wtedy się przekonam, co mnie w nim pociąga, ale zarazem pokazać, że to ja
rządzę, tak jak w większości dziedzin, które istnieją. Pewnie szybko się
domyśli, że nasza znajomość nie jest na dłuższą metę.
Czego dowiedziałem się o Harrym do tej pory?
Pracuje w
piekarni, a jego wypieki są cholernie dobre i dopracowane. Jest przystojny, ma
zgrabne nogi, które mógłbym porównać do modelek Victoria’s Secret, które swoją
drogą również znajdują się w mojej kolekcji, ma seksowne tatuaże i duże dłonie,
delikatną skórę oraz piękne zielone oczy, które przyprawiają mnie o dreszcze.
Chyba nie lubi zostawać na noc u kogoś, jakby się czegoś bał. Może ma jakieś
przeżycia z dzieciństwa? Traumę, czy coś w tym rodzaju. Często się rumieni, nie
wiem czy to przeze mnie i moją śmiałość,
czy każdy tak na niego działa, bo jest nieśmiały. Jest prawdopodobnie młodszy
ode mnie, albo przynajmniej na takiego wygląda. Jeśli chcę go przelecieć muszę
go bardziej poznać, zdobyć prowizoryczne zaufanie i dać mu czas, co oznacza
celibat na jakiś czas. Należy do tego typu, że sex na pierwszej randce jest
wykluczony.
Pieprzone
zasady moralne. Mamy XXI wiek! Co to za różnica, czy pójdziesz z kimś do łóżka
po tygodniu, miesiącu czy dwóch dniach?! Zwłaszcza, jeśli to facet, gdzie ciąża
jest fizycznie nie możliwa.
Po kilku
minutach byłem gotowy, otarłem swoje ciało bawełnianym ręcznikiem, aby woda nie
kapała ze mnie na korytarzu. Skierowałem się do garderoby, a dokładniej do jej
pierwszej części. Zapaliłem światło, uśmiechając się. Wziąłem granatowy
garnitur i koszule w kolorze ecru . Założyłem wszystko tam i przejrzałęm się w
lustrze.
- Elegancik.-
uśmiechnąłem się do siebie, wróciłem do łazienki, aby ułożyć włosy i wypsikać
się nowymi perfumami, które uwielbiałem. Będąc gotowym, zbiegłem na dół po
schodach, w między czasie biorąc klucze od auta. Zjechałem windą na piętro -1,
gdzie znajdował się podziemny parking, na którym trzymałem cztery moje
samochody i motocykl, którego rzadko używałem. Byłem fanem motoryzacji, nikomu
nie pozwalałem jeździć moimi ulubionymi maszynami, a jak miałem jechać z
kierowcą to tylko i wyłącznie czarnym audi z 2007, moim najstarszym samochodem,
bo pozostałe były z 2012 i wyżej. Na tym aucie najmniej mi zależało, a
trzymałem go tylko i wyłącznie, żeby nie jeździć samemu, co swoją drogą było
zarazem ekscytujące i nużące. Nudne, ponieważ w NYC nie pozwalano sobie zbytnio
na wyścigi, ciągłe korki, a nawet przyspieszyć nie można było. Ekscytujące, gdy
udawałem się w dłuższe podróże i mogłem jechać z prędkością powyżej 150. Szofer
już na mnie czekał, rzuciłem kluczyki w jego stronę, bo nigdy nie pozwoliłbym
nikomu mieć dostępu do tych aut na co dzień. Poza tym, większość moich
bliższych pracowników, miało firmowe auta. Szofer, moja osobista sekretarka –
Vivienne, nawet gosposia, czy kierownicy poszczególnych działów. Było mnie na
to stać, więc osoby na wyższym szczeblu w mojej firmie mogli mieć auta ode
mnie. Wsiadłem na tylne siedzenie, kładąc teczkę na kolanach, przyglądałem się
Georgowi, którego naprawdę lubiłem. Czarnoskóry 35-latek, miał piękną żonę i
dwójkę dzieci. Zawsze jak były jakieś firmowe bankiety, zapraszałem ich, bo
miło mi się rozmawiało z Michel. Mój szofer był zabawnym i szczerym mężczyzną,
no ale nie mogłem po sobie poznać, że darzę go sympatią. Tak samo było z
Vivienne, naprawdę ją lubiłem. Szczera, czasem wredna, pomocna i otwarta na
wszystkich. Szatynka, o zielonych oczach, zgrabna, niska, zawsze miała swoją
opinię na każdy temat. Mógłbym się kiedyś z nią zaprzyjaźnić, ale tylko i
wyłącznie, gdyby nie była moją pracownicą. Dlatego poszedłem z nią do łóżka
kilka dni temu. Pracowała u mnie około pół roku i była naprawdę sumienna oraz
odpowiedzialna, o wiele lepsza niż swoja poprzedniczka. George usiadł za
kierownicą i obdarzył mnie szerokim uśmiechem, którego nie odwzajemniłem,
odwrócił się z powrotem i wreszcie ruszyliśmy do biura.
- Zatrzymaj się
przy tej piekarni.- rozkazałem, a kierowca zatrzymał samochód. Miałem nadzieję,
że Harry dzisiaj też pracuje i znowu go zobaczę. W dodatku byłem trochę głodny,
bo nadal nie zrobiłem zakupów, ani nie zostawiłem kartki z listą produktów i
pieniędzy dla mojej gosposi, co miałem w zwyczaju, bo wiedziała zawsze jakie
produkty lubię. Wysiadłem z audi i ruszyłem w stronę sklepu, a moja podświadomość,
zaczęła błagać, aby zielonooki był w środku.
- Kurwa!-
usłyszałem głos Harry'ego i spojrzałem w stronę zaplecza, skąd wydobył się
krzyk zdenerwowania. Automatycznie się uśmiechnąłem, wiedząc, że go znowu
zobaczę. Nie ukrywam, sprawiło mi to wielką radość. Chłopak przypalił sobie białą
koszulkę, która i tak była zniszczona. Widać, że się wkurzył, bo nie zwrócił
uwagi na dzwonek, informujący, że do piekarni przyszli klienci. Ściągnął
materiał z siebie, a ja mogłem przyjrzeć tatuażom na jego brzuchu i klatce.
Otworzyłem szerzej buzię i gdyby nie to, że muszę jechać do biura to stałbym
tak i wpatrywał się na jego ciało.
- Dzień dobry!-
zawołałem radosnym, pewnym siebie głosem, a chłopak się wzdrygnął. Nie
spoglądając w stronę sklepu, pospiesznie założył przypalone ubranie i
zarumieniony przyszedł do mnie.
- Hej.-
uśmiechnął się, ukazując dołeczki, które za każdym razem działały na mnie tak
samo..- Coś podać?
- Chyba nie,
przyszedłem cię odwiedzić.- podszedłem bliżej lady, za którą stał. Opierał się
dłońmi o blat i patrzył mi prosto w oczy, mimo zaróżowionych policzków. Tym
razem zamiast kucyka miał niebieską czapkę, a jego nogi były odkryte, ponieważ
założył krótkie spodenki adidasa.- Ale możesz mi zapakować 3 bułki słodkie.
- Już się robi,
proszę pana.- zachichotał i wziął woreczek z szuflady, aby zrealizować moje
zamówienie.
Proszę pana -
nie będę już go musiał uczyć jak ma się do mnie zwracać. Przygryzłem wargę i z
uwagą przyglądałem się chłopakowi, znowu pogwizdywał radosną melodię. W końcu
odwrócił się do mnie i puścił oczko. Co się z nim stało? Zrobił się śmielszy?
Lepiej dla mnie.
- Proszę.-
podał mi mój zakup, a ja wyjąłem pieniądze z portfela. Znowu dotknąłem jego
skóry, a gęsia skórka przeszyła moje ciało.
- O której
dzisiaj kończysz?- zapytałem, gdy Harry szukał reszty w kasie. Podniósł wzrok i
zmarszczył czoło, zastanawiał się nad odpowiedzią, jakby nie był pewien, co ma
powiedzieć.
-O 12, tak jak
większość piekarni.- stwierdził, jakby to było najbardziej oczywiste
stwierdzenie na świecie. Wywróciłem oczami i czekałem na dalszą część zdania.- A
potem idę jeszcze do drugiej pracy, a tam będę do 16.- podał mi drobniaki na
dłoń, a ja od razu wrzuciłem je do kieszeni, nie fatygując się, aby znowu wyjąc
portfel.
- Ja o 6, może
przyjedziesz do mnie do biura, a potem zabierzemy się razem do mnie i pooglądamy
mecz w sali kinowej?- zapytałem.
- Masz salę
kinową?- spojrzał na mnie zdziwiony. Zachichotałem na jego reakcję, a on znowu
się zarumienił i odwrócił wzrok.
- Mam duży dom,
więc mogę w nim mieć wszystko.- wzruszyłem ramionami, nie mogąc pozbyć się
uśmiechu z jego twarzy. Widać, że nie był przyzwyczajony do takich rzeczy.
Podrapał się po karku i z powrotem utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy.
- Hm... okej,
mogę przyjechać. Gdzie pracujesz?- powiedział trochę speszony.
- Tomlinson
Tectonics International Centre - TTIC.- powiedziałem, a on otworzył buzię,
którą od razu zamknął. Powtórzył tą
czynność parę razy. Zawstydził się i gdyby nie to, że jestem jego klientem, na
pewno uciekłby na zaplecze.
- Już wiem,
skąd cię znam.- stwierdził.- Wybacz, że cię nie poznałem.
- Przecież nic
się nie stało.- oblizałem usta i skierowałem się w stronę wyjścia. Położyłem
dłoń na klamce, nadal uśmiechając się głupkowato. Widziałem, że George czeka na
mnie zniecierpliwiony, bo musi jeszcze porozwozić parę osób z mojej firmy do
różnych miejsc. No, ale ja tu byłem najważniejszy.
- Do
zobaczenia, Lou!- chłopak zawołał za mną. Odwróciłem się i westchnąłem.
- Do
zobaczenia, Harry.- odpowiedziałem. wyszedłem ze sklepu i wsiadłem do auta.
~*~
- Na pewno pan
nie chcę sprzedać tej ziemi?- przystawiłem telefon do drugiego ucha. Kolejna
rozmowa z tym mężczyzną, powoli traciłem nadzieję, że wybudujemy te bloki. Niby
zwykły rolnik, ale skąd stać go było na utrzymanie takiego pola? Za dwa, może 3
lata pewnie popadnie w długi, a wtedy będzie modlił się, aby ktoś wykupił tą
ziemię.
- Nie mam
zamiaru. Jestem do niej zbyt przywiązany.- usłyszałem głos starszego mężczyzny.
Westchnąłem. Wystukiwałem rytm długopisem, co chwila skreślając lub dopisując
argumenty, które przekonałyby tego faceta, aby jednak zgodził się na moja
ofertę.
- Podwoję stawkę!-
powiedziałem stanowczo. Choć już nie raz mu to powtarzałem, on nadal uparcie
brnął w swoje. Sprzedając swoją ziemię, albo chociaż jej cześć, zrobi dobry
uczynek. Ja zarobię, moi pracownicy, a ludzie będą mogli się tu wprowadzić.
- Ta ziemia
jest w mojej rodzinie od lat. Odziedziczyłem ja po dziadku, a moja wnuczka
dostanie ją po mnie.- odparł wyraźnie zdenerwowany. Moje komentarze oraz uwagi
chyba go denerwowały, ale jestem Louis Tomlinson i zawsze wygrywam.
Postanowiłem na swoim i muszę skończyć to, co zacząłem.
- Za pieniądze
kupi pan sobie o wiele lepszy dom, a pańska wnuczka będzie szczęśliwsza.-
kolejny z moich argumentów, który mógłby go przekonać. Pewnie ta biedna
dziewczyna nie chce żadnego domku na wsi, zajmowania się polem, ani nic z tych
rzeczy. Zakładam, że jest mniej więcej w moim wieku, więc dla niej ważniejsze
są zakupy, praca w mieście, życie takie jak w XXI wieku, a nie w średniowieczu.
- Proszę pana,
pieniądze nie dają szczęścia, jeśli nie ma miłości w życiu. A teraz muszę
kończyć. Do widzenia panu.- mruknął. Była to nasza chyba 20 rozmowa, a on za
każdym razem powtarzał to zdanie. Zaczęło mnie to irytować, bo skąd może
wiedzieć, że pieniądze nie są ważne, skoro pewnie ich nie ma na tyle, żeby być
w pełni szczęśliwym? Ja mam ich krocie i jakoś w życiu niczego mi nie brakuje.
- Do widzenia.-
westchnąłem i odłożyłem słuchawkę. Odwróciłem się w stronę wielkiego okna, wychodzącego
na Manhattan. Lubiłem takie widoki, dlatego w moim mieszkaniu również salon był
oszklony. Swobodniej się czułem, mogłem doglądać mojego miasta, czasem miałem
wrażenie, że jakbym był jakimś królem, czy coś. - Pieniądze szczęścia nie
dają.- prychnąłem, przedrzeźniając go.
- Panie
Tomlinson...- usłyszałem niepewny głos Vivenne. Po ostatnim incydencie w moim
mieszkaniu, straciła trochę na pewności i zachowywała się do mnie z dystansem.
Po części było mi jej szkoda, ale nie moja wina, że nie wyszła z mojego łóżka,
kiedy jej kazałem. Wypiliśmy trochę wina dzień wcześniej i nawet nie
zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się w mojej sypialni. Gdybym był w pełni trzeźwy,
zrobilibyśmy to na kuchennym blacie, kanapie w salonie lub w moim gabinecie.
Gdziekolwiek, tylko nie w sypialni. To było takie moje miejsce, którego nikt
nie powinien ruszać.
- Wejdź.-
oznajmiłem chłodnym tonem, a ona przekroczyła próg zamykając za sobą drzwi.
Miała na sobie czarną spódnicę przed kolano i białą bluzkę z dekoltem, a na
stopach czerwone szpilki. Włosy miała związane w warkocz, a umalowane na czarno
paznokcie trzymały jakąś teczkę. Gdyby nie to, że mnie zdenerwowała, a w moim
życiu nie pojawił się Harry to podszedłbym do niej i zaczął ją całować. Nie
mogę ukryć, że mi się podobała, a ja jej. Moglibyśmy prowadzić naprawdę świetną
przyjaźń z korzyściami. Nie byłoby to takie złe, ale w tym momencie ważniejszy
był chłopak z piekarni.
- Niejaki pan
Styles powiedział, że jest z panem umówiony. Mam go wpuścić?- spytała rzeczowym
tonem, spoglądając na mnie. Przymrużyłem oczy, zamyślając się. Czy ja umówiłem
się z jakimś mężczyzną o takim nazwisku? Nie przypominam sobie nikogo, kto
przedstawiał mi się właśnie tak.
- Jaki Styles?-
zapytałem w końcu, bo wiedziałem, że sobie tego nie przypomnę, nie ważne jak
się wysilę.
-Ee...-
Vivienne zaczerwieniła się i spuściła głowę. Pewnie sama nie wiedziała co
powiedzieć. Możliwe, że żadne z nas nigdy nie widziało tego mężczyzny na oczy,
a to jest jakiś płatny zabójca lub ktoś tego pokroju. - Powiedział, że ma
dzisiaj z panem oglądać mecz, a pan kazał przyjechać tutaj wcześniej.-
szepnęła. Wypuściłem powietrze z płuc, wyraźnie ucieszony, że nikt nie
przyszedł mnie zabić. Zdecydowanie za dużo horrorów.
- Harry! Tak,
tak, wpuść go.- uśmiechnąłem się łobuzersko, a ona wyszła. Czekałem chwilę na
pojawienie się chłopaka, aż w końcu Harry wszedł do środka w swoich ciasnych
spodniach z dziurami na kolanach. Na głowie miał czapkę, a na twarzy malowało
się zdziwienie. Patrzył na mnie pytającym spojrzeniem, jakbym miał odczytać
myśli chodzące mu po głowie.
- Wow. Trochę
wystraszona wyszła.- zauważył. Obejrzał się na korytarz, aż w końcu zamknął za
sobą drzwi. Podniosłem się i ruszyłem w jego stronę, jednak przystanąłem w
połowie drogi.
- Dobra
pracownica, zawsze robi co jej każę.- powiedziałem zmieniając temat, żeby nie zagłębiać
się w jego myśl.- Siadaj. Chcesz coś do picia?
- Może herbatę
na razie.- odpowiedział siadając na fotelu przy oknie. Nie zwróciłem na to na
razie uwagi, tylko podniosłem słuchawkę i odezwałem się do Viv:
- Vivienne!-
odezwałem się przez specjalny telefon, który był połączony do recepcji.- Dwie
herbaty.- odłożyłem słuchawkę na miejsce i zwróciłem w stronę Harry’ego. Przyglądałem
mu się w zamyśleniu. Lustrowałem go wzrokiem, opierając się o biurko, a ten
rozglądał się po pomieszczeniu. Było skromnie urządzone. Wieszak przy drzwiach,
szafka na ubrania w kącie, obok drzwi prowadzące do toalety. Było też kilka
szaf i szuflad z dokumentami, biurko na który stał telefon, komputer, a obecnie
też kilka segregatorów. Z jednej strony mój fotel, z drugiej dwa krzesła. W
kącie przy oknie, gdzie siedział chłopak, znajdował się duży, granatowy fotel,
a obok niego mały stoliczek do kawy i lampka. W końcu nasze spojrzenia się ze
sobą skrzyżowały, a on się zarumienił.
- Masz jakiś
skaner w oczach, że się tak przyglądasz?- zachichotał, troszkę niepewnie.
Pokręciłem głową z politowaniem i spojrzałem się na sufit.
- Siedzisz na
moim ulubionym miejscu. Zawsze piję tam kawę, gdy nie wiem jak rozwiązać
sytuację w pracy.- odpowiedziałem szczerze. Lubiłem tam siadać, gdy miałem
jakiś dylemat, albo problem. Obserwowałem Nowy York i zastanawiałem się, co
zrobić. Zwykle mi pomagało.
- Oh... to może
mi też pomoże. Masz jakiś problem, w którym mógłbym ci pomóc?- założył nogę na nogę
i uśmiechnął się szeroko, unosząc brew do góry. Udawał profesjonalistę, a ja
zachichotałem na ten widok. Chwile się zastanawiałem, czy mu mogę powiedzieć,
ale przecież to nie jest wielka tajemnica, żeby to ukrywać. Wręcz przeciwnie –
cieszyłem się, że moja firma jest znana.
- Chcę kupić
ziemie, żeby wybudować nowoczesne osiedle. Mamy już plany, ale wychodzą one
trochę poza wykupioną przez nas część. Nawet trochę bardzo. Mężczyzna, który na
tej ziemi uprawia zboże nie chce nam jej sprzedać, bo uważa, że to pamiątka
rodzinna.- wywróciłem oczami, na wspomniane przez mężczyznę słowa.- Więc co o
tym sądzisz?- spojrzałem na niego, mrużąc oczy i czekałem na jego odpowiedź.
Chwile się zastanawiał, pogładził palcami swój gładki podbródek i obserwował
panoramę miasta, niczym ja za każdym razem.
- Po co macie się męczyć z tym mężczyzną…-
zaczął powoli, a ja wsłuchiwałem się w jego słowa. Wątpię, żeby miał dobry pomysł,
ale warto było posłuchać rady kogoś z zewnątrz.-…skoro można zmienić plany i przesunąć
budowę do przodu, zmniejszyć na przykład parking, czy jakiś plac.- uśmiechnął
się, patrząc na mnie jak na idiotę.
- To jest...-
zacząłem, ale gwałtownie urwałem. Przeanalizowałem jego słowa znowu, a potem
jeszcze raz, rozbierając to zdanie na części pierwsze.-… genialne.- dodałem
cicho. Wytrzeszczyłem oczy.- Harry, czemu ja na to nie wpadłem?!- wstałem i
zacząłem chodzić z tabletem po pokoju.
- Bo nie
usiadłeś na genialnym krześle!- powiedział przyglądając się mi, a wtedy
zrozumiałem, że naprawdę musiałem być idiotą, skoro na to nie wpadłem. Przecież
parkingi podziemne są modne, a w dodatku ograniczy koszty…
Miałem wielka
ochotę go uściskać, ale to by było niedorzeczne. Przecież tylko pomógł mi, rzucając
luźną propozycje, na którą każdy mógłby wpaść. Tylko nie ja – moja podświadomość
ze mnie zadrwiła.
- Chyba masz
rację. W nagrodę stawiam nam wielka pizzę do meczu!- zawołałem i usiadłem za
biurkiem. Zacząłem pisać szybkiego maila do kierownika budowy, a także do pani architekt,
która mogłaby trochę zmienić swoje rysunki. Byłem podekscytowany niczym małe
dziecko. Nie mogłem się już doczekać, aż zaczniemy pracę.
W tym czasie
Vivienne weszła z dwoma kubkami herbaty. Spojrzałem na nią kątem oka, cały czas
pisząc wiadomości. Wysłałem wszystko, co potrzebne i wyciągnąłem segregator z
szafki.
- Postaw na
stoliku.- powiedziałem sucho, a ona kiwnęła głową. Ruszyła w stronę chłopaka,
aby postawić obok niego tacę, jednak Harry wstał i wziął od niej nasze herbaty.
Przerwałem to co robiłem i uważnie mu się przyjrzałem. Położył rzeczy na
stoliku, uśmiechając się do dziewczyny, która stała jak zamurowana. Spojrzała
zdziwiona na niego, a potem zlękniona na mnie.- Harry, to jest jej praca. Nie
musisz jej wyręczać.- dodałem, wyjaśniając całą sytuację. On jest gościem, a
ona pracownicą.
- Rodzice mnie
wychowali, żeby zawsze pomagać w miarę swoich możliwości.- odwrócił się do
mnie, a szatynka miała wdzięczność wymalowaną na twarzy. Chłopak, nie zdawał
sobie sprawy z tego, że to Vivienne powinna wykonywać moje polecenia. To nie
jest schadzka, ani jego prywatny dom, żeby jej pomagał.
Kolejny, który
ma zasady moralne?
- Potrącę ci za
to z pensji.- powiedziałem do dziewczyny, żeby nie robić awantury chłopakowi,
ponieważ ta, odstraszyłaby go zupełnie, a tego nie chciałem. Vi na spuściła głowę
i chciała wyjść, jednak Harry złapał ją za nadgarstek i spojrzał na mnie
zbulwersowany.
- Lou! Nie
traktuj jej tak, jakby była twoja marionetką!- oburzył się, a ja aż wzdrygnąłem
się na jego słowa. Musiałem się wysilić, żeby nie otworzyć buzi na jego słowa.
Nie miał żadnego prawa, żeby mówić mi co mam robić, to moja sprawa, jak
traktuje pracowników. Przynajmniej mnie szanują. Jak on mógł się mi kurwa
przeciwstawić?! Dziewczyna o mało co nie upadła z wrażenia, jakby takie
zachowanie było dla niej szokiem.
- Ale..-
zacząłem, jednak on pokręcił głową, na znak, żebym nic nie mówił.
- Nie ma
żadnych "ale". Wziąłem herbatę i nic wielkiego się nie stało, a ty
dramatyzujesz.- stwierdził i puścił dziewczynę.
- Wybacz, mój
błąd.- przyznałem ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Nie będę się kłócił, dam
sobie spokój.- Vivienne możesz wyjść.
Dziewczyna
podeszła do Harry'ego i szepnęła mu coś na ucho po czym wyszła zamykając za
sobą drzwi. Zmarszczyłem brwi i wróciłem do przeglądania segregatora, w którym
miałem stare plany i informacje na temat powierzchni, którą zakupiłem.
-Przepraszam za ta sytuacje. Miałem nerwowy
dzień.- powiedziałem po chwili, wstając i kierując się do stolika po herbatę. Harry
znowu siedział na moim ulubionym fotelu i popijał gorący napój. Wsypałem do
swojej filiżanki dwie łyżeczki cukru i uniosłem ją do ust.
- Przynajmniej
przeprosiłeś.- stwierdził. Odłożył swoją herbatę na stolik i podniósł się. Położył
mi dłoń na ramieniu i uśmiechnął się delikatnie. Nie. To ja powinienem pokazać,
że tu dominuję. To ja powinienem pokazać, że ja ustalam zasady. Co się ze mną
dzieje? Czemu nie postawiłem na swoim? Jego dotyk sprawiał, że łagodnieje, ale
nie wiedziałem co robić. Czemu nie zachowywałem się tak jak zwykle?
- W sumie, to
możemy iść niedługo, bo wszystkie sprawy załatwione. Wystarczy napisać raport o
zmianach planów, a Vivienne urządzi kosztorys.- dodałem rzeczowym tonem. Nie
chciałem zamartwiać moim zachowaniem, ani reakcją na dotyk Harry’ego, na jego
głos… na jego całego. Chwile staliśmy w ciszy. On nad czymś rozmyślał, a ja obserwowałem
go, nie wiedząc o co chodzi.
- Czemu mam na
ciebie uważać?- zapytał prosto z mostu. Trochę się zdziwiłem i nie zrozumiałem jego
słów, a potem przypomniałem sobie, że Vivienne coś mu powiedziała, zapewne było
to samo stwierdzenie, o które teraz mnie pytał.
- Na mnie?
Przecież jestem nie groźny. Nie mam broni, nie gryzę, nie biję.- odpowiedziałem
wymijająco z uśmiechem na twarzy. On wywrócił oczami i spojrzał mi prosto w
oczy. Kolana się pode mną ugięły, a ja byłem ciekaw, czy on tak samo na mnie
reaguje.
- Ona chyba nie
to miała na myśli.- zamyślił się. Opuścił ręce wzdłuż swojego ciała i pochylił
głowę na bok.
- Posłuchaj
Harry.- położyłem dłoń na sercu, ukazując, że mówię prawdę.- Czasem zachowuję
się wobec niej nie fair, gdy mam nerwowy dzień. Na przykład dzisiaj, gdy
zamartwiałem się o tą ziemię, rano się z nią kłóciłem. Dlatego ona czasem się
na mnie odgrywa, ale ja ją rozumiem. Nie robi czegoś druzgocącego, tylko drobne
wredne rzeczy. Na przykład to co powiedziała tobie.- spojrzałem mu w oczy i
mówiłem jak najdelikatniejszym tonem.
- Oh.
Rozumiem.- odpowiedział i blado się uśmiechnął. Nie był do końca pewny, czy
moje słowa są prawdą, ale chyba starał się w nie uwierzyć.- Więc pisz ten
raport i idziemy oglądać mecz, tak?
- Oczywiście.-
wróciłem do biurka i zacząłem pisać popijając moją herbatę. Vivienne nauczyła
się, że dodaje do niej odrobinę mleka, tak jak robiłem to w domu. Nie umiem pić
inaczej, przyzwyczajenie, nawyk, z którego nie umiałem wyjść. Nawet z
restauracji, kawiarni, czy w automacie brałem sobie mleko, bo prędzej oddałbym
firmę bezdomnemu, niż napił się innej herbaty.
- Pusto masz w
tym gabinecie.- Harry odezwał się po jakimś czasie. Przez chwilę zapomniałem o
nim, więc jego głos sprawił, że zadrżałem. Podniosłem wzrok i zacząłem go
szukać. Moje spojrzenie skierowało się w stronę fotela, lecz jego tam nie było.
Później zauważyłem, że stał przy pustej ścianie, na której wisiał tylko średniej
wielkości obraz, przedstawiający Londyn. Czasem tęskniłem za tym miejscem, więc
to była jedyna rzecz, którą chciałem mieć właśnie tutaj.
- Nie
potrzebuję dupereli.- odpowiedziałem i wróciłem do papierów. Musiałem skończyć
ten raport i wtedy będę mógł wrócić do domu, aby zająć się Harrym. Wątpię, żeby
do czegoś dziś doszło. Chociaż…
- Ale żadnych
zdjęć z przyjaciółmi, rodziną, z dzieciństwa?- wypytywał się. Westchnąłem i
odłożyłem moje ulubione pióro. Spojrzałem na niego.
- Nie lubię
rozmawiać o mojej rodzinie.- Zbyłem go.- Ale chciałbym posłuchać o tobie. Czemu
przeprowadziłeś się tutaj? Bo po akcencie słyszę, że jesteś z moich stron.-
zacząłem pakować swoje rzeczy, aby pozostawić biurko czystym.
-Wyjechałem na
studia, ale zrezygnowałem z nich po pierwszym semestrze. To nie było dla mnie. Potem
zacząłem pracować w piekarni. Przez pewien czas mieszkałem u kolegi, ale od
jakiegoś czasu wynajmuję sam mieszkanie. Moi rodzice i siostra zostały w rodzinnym
mieście, ale regularnie ze sobą rozmawiamy. Na święta przeważnie do niech jadę,
odwiedzam.
- Co
studiowałeś?- włożyłem wszystko do teczek i schowałem w szafce. Upewniłem się,
aby wszystko było na swoim miejscu.
-
Resocjalizację.– wzdrygnął się, jakby wspomnienie tego kierunku, przyprawiało
go o mdłości.- Chociaż paru rzeczy się nauczyłem. Ogólnie mieszkam tu już 2
lata... a dokładniej w moje urodziny minęły 2 lata.
- Ooo, które
urodziny? I kiedy?- włączyłem kalendarz w telefonie i chciałem wpisać datę. A w
dodatku mogę się dowiedzieć, o ile lat jest młodszy.
- 1 lutego
skończyłem 20.- powiedział i zbliżył się do mnie. Wpisałem przypomnienie „urodziny
Hazzy”, żeby dać złudzenie, że się nim interesuję. Poza tym, dzięki temu
dowiedziałem się, ile ma lat. 2 lata różnicy, nie tak dużo, studiował
resocjalizacje, ale to rzucił, rodzinny, pewnie marzy o swoich dzieciach, moralny,
co nie jest dla mnie dobre w tym wypadku, zabawny, o czarującym uśmiechu i z
każdą chwilą coraz bardziej seksowny..- zapisałem sobie w głowie.
- Pewnie
świętowałeś z dziewczyną, co?- rozkręciłem temat związków. Miałem nadzieję, że
opowie mi coś o sobie, zwłaszcza o orientacji, która w tym wypadku jest dla
mnie ważna.
- Nie mam dziewczyny...
to znaczy wtedy nie miałem... no nadal nie mam...- zaczął się jąkać.- Jestem
singlem odkąd przyjechałem tutaj.- wreszcie powiedział, to co zamierzał.
Westchnął i podrapał się po karku. Poprawił czapkę i spojrzał się na mnie.
- Nie wierzę,
że żadna na ciebie nie poleciała!- powiedziałem rozbawionym tonem. Wstałem i
wziąłem marynarkę z wieszaka, zakładając ją na siebie.
- Albo
żaden...- szepnął, spuszczając wzrok na podłogę.
Pewnie myślał,
że nie słyszę, ale jednak. Wiedziałem, kurwa wiedziałem. Uśmiechnąłem się pod
nosem i pokręciłem głową. Czyli nie będę go zmuszał siłą do sexu z facetem.
Najważniejsza informacja wyciągnięta z niego tego wieczora. To chyba najlepsza
wiadomość tego dnia. Odwróciłem się do niego i oblizałem usta.
- Czyli jak, do
mnie?- zapytałem otwierając drzwi i przepuszczając go w nich.
- Pewnie!-
uśmiechnął się do mnie i wybiegł na korytarz. Zamknąłem gabinet, podszedłem do
biurka Viv i zwróciłem się do niej z delikatnym uśmiechem na twarzy. Podniosła
głowę, wyczekując na moje polecenie.
- Pozamykaj to
wszystko zaraz. Możesz dzisiaj wcześniej wyjść.- spojrzałem na zegarek. Wow,
pozwoliłem jej na prawie półtorej godziny luzu. Odwiedziny Harry’ego sprawiły,
że jestem jakiś milszy. Niech to docenią, bo nieczęsto mi się to zdarza.
- Na prawdę?-
zapytała zaskoczona, a ja kiwnąłem głową. Rozpromieniała w jednej chwili i nie
wiedziała co powiedzieć. W końcu wykrztusiła z siebie pożegnanie i wróciła do
swojego zajęcia.
Nigdzie nie miałem zasady, mówiącej o wcześniejszym
wysyłaniu pracowników do domu. Więc mogłem to zrobić bez wyrzutów sumienia. Raz
na jakiś czas i ja mogę być dobry, zwłaszcza, gdy mój humor się poprawia.
Porównałbym siebie do rozkapryszonej panienki, która ma wszystko na każde
zawołanie. Ale czy właśnie taki nie jestem? Mam wszystko, czego pragnę. Zawsze.
I to się liczy.
Nagle poczułem
dotyk skóry Harry'ego na swojej dłoni. Uśmiechnął się do mnie nieśmiało. Ścisnąłem
ją mocno i ruszyliśmy do windy. Czekaliśmy na maszynę cierpliwie nie wymieniając
ze sobą, ani jednego zdania. Nie wiem, co pomyślą o mnie moi pracownicy, którzy
zobaczą nas, wychodzących z budynku. Ale w tym momencie najmniej to
interesowało. Dłoń chłopaka była duża i ciepła, aż miło było ją trzymać. Byłem
dobrej myśli, miałem nadzieję, że dzisiaj do czegoś dojdzie. Zapowiada się
długa noc!
***
notka od autorki: Więc tak- jeśli pojawią się sceny erotyczne to będę na początku pisała czerwone literki, to chyba typowe ;) Jeśli jest ważna notatka to będę pisała niebieskie. Inne notki możecie opuszczać, ale wolałabym żebyście je czytali. I teraz wielkie wielkie WIELKIE dziękuję za tyle komentarzy! Jeden dzień blog, a wy napisałyście 8 komentarzy! Jestem pod wrażeniem! Jeśli możecie to wysyłajcie dalej tego bloga i komentujcie! Kolejny rozdział to min.3 komentarze!
Postaram się dodać go jutro albo w sobotę, ponieważ w niedzielę wyjeżdżam i wracam dopiero 15 lipca. Ale obiecuję, że będę pisała rozdziały w zeszycie i nadrobię wszystko w lipcu. Mam nadzieję, że po powrocie zobaczę ok.15 komentarzy, a wy 3 nowe rozdziały ;)
Do końca weekendu będzie już zwiastun na pewno i prawdopodobnie szablon.
Lucy xoxo
Świetne ;D Zapowiada się niezła akcja jak sądzę ;) Do następnego! Ily <3
OdpowiedzUsuń@LStylinsonforev
No no, Harry obrońca uciemiężonych :D dobrze że Styles się wstawił za Vivienne, bo w końcu on wie, jak to jest być zwykłym robotnikiem. Louis może tego nie pojmować do końca, bo od zawsze jest tym najważniejszym. Nie wiem, czy Harry zdaje sobie sprawę z tego, w co się właśnie wpakował... Ale może mu się spodobać, kto wie :D
OdpowiedzUsuńProszę o informację, o kolejnym :3 życzę miłego wypoczynku~ Lady Morfine <3
Next :)
OdpowiedzUsuńJuż uwielbiam ten blog. Zwiastun świetnie wykonany, a opowiadanie ahh. Jedyne co doradzę to zmiana szablonu :D i koniecznie wyłączenie weryfikacji obrazkowej przy komentarzach. MAsakra haha. Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńhttp://graficiarnia-onedirection.blogspot.com/
jejuuu moze cos.sie wydarzy w nastepnym :D mam taka nadzieje (nie, nie jestem zboczona.:D ....no dobra. jestem)
OdpowiedzUsuńzajebiscie piszesz. masz talent :*
sgiscisbiuc omg Harry przyznał, że woli facetów wow *o* z tego jak coraz bardziej wgłębiam się w rozdziały to przypomina mi to Greya ale nie ważne xD @dreamstobottom
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz ^^
OdpowiedzUsuń@UfoPornotic
całkiem uroczy był ten rozdział *o*
OdpowiedzUsuń